siedem.
Ta kobieta. Ta kobieta, co ją spotkałam w parku. Ona to
wszystko widziała. Widziała jak Marek mnie śledzi, a potem atakuje. Widziała
jak mężczyzna pisze list, który później znajduje się w moich rękach. Widziała
jak on popełnia samobójstwo. Ona to wszystko widziała. Do tej pory pamiętam jej
wzrok. Czułam jak, z każdym odtworzonym wydarzeniem, przepełnia ją coraz
większy strach. Tylko nie rozumiem dlaczego mi tego wszystkiego nie
powiedziała. Mogłam tego wszystkiego uniknąć. A może po prostu bała się, że jej
nie uwierzę, że uznam ją za osobę chorą, niespełna rozumu. Już sama nie wiem co
o tym myśleć, ale w sumie cieszę się, że to wszystko tak się skończyło. Pewnie
niektórzy zapytaliby się, dlaczego tak postąpiłam. Dlaczego przyjęłam wszystko
z takim spokojem i dlaczego mu wybaczyłam. Odpowiedziałabym im wtedy, że
inaczej nie potrafiłam. Nie chciałam, żeby nawet po śmierci czuł się samotny i
niechciany. Chciałam, żeby chociaż raz doświadczył miłości i przebaczenia. Tak,
postąpił źle, ale przecież każdy zasługuje na drugą szansę, szansę, dzięki
której człowiek może się stać kimś o wiele lepszym, kimś kto byłby całkowitym
przeciwieństwem osoby, która zrobiła zły krok, którego teraz z pewnością by nie
postawiła. Pragnęłam jedynie, żeby Marek poczuł jak to jest być zrozumianym i
kochanym. Chciałam, żeby chociaż raz ktoś pozwolił mu dać zacząć wszystko od
nowa z czystą kartą. Gdybym znalazła się na jego miejscu, właśnie tego bym
najbardziej pragnęła, dlatego cieszę się, że mogłam mu to podarować. Mam
nadzieję, że świat, który teraz na niego czeka obdaruje go prawdziwą miłością,
która nigdy się nie skończy.
Podeszłam do okna i spojrzałam w niebo. „Powodzenia, Marku. Od teraz nie będziesz już sam”. Uśmiechnęłam
się w stronę ciemnej przestrzeni wypełnionej małymi iskierkami. „Wierzę w to, a ty jesteś tego pewny”. Ostatni
raz wyjrzałam przez okno i wróciłam do łóżka. Zakryłam się kołdrą po samą szyję
i zamknęłam oczy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że już jest po wszystkim.
Poczułam się jakby cały ból i wszystkie zmartwienia nagle odeszły. Mogłam w
końcu nabrać w usta pełny haust powietrza. Już niczym się nie przejmowałam,
chciałam jedynie stamtąd wyjść. Wrócić do domu i zasnąć we własnym, ciepłym
łóżeczku, któro teraz stoi sobie samotnie w ciemnym pokoju na parterze. Ale
niestety, muszę tutaj jeszcze trochę poleżeć. Najgorsze jest to, że matura się
zbliża a mnie nie ma w szkole. Nie lubię nadrabiać zaległości po zbyt długiej
nieobecności. Wolałabym być w szkole i siedzieć na lekcjach niż leżeć tutaj, a
potem tracić czas na przepisywanie sterty zeszytów. No, ale cóż. Nic nie
zmienię. Na dodatek jutro są Mikołajki, a mój prezent dla rodziców, Mai i
Łukasza został w domu. Będę musiała je im wręczyć dopiero po wyjściu. Jestem
ciekawa czy oni będą pamiętać. Muszę przyznać, że nie tylko uwielbiam komuś
kupować prezenty, lecz również lubię jak sama jestem nimi obdarowywana. Wiem,
trochę nieskromnie, ale chyba każdy cieszy się na widok nawet małej
niespodzianki.
Mikołaj. I tu
zaczynają się schody. Mam nadzieję, że nie kryje za sobą mrocznej przeszłości.
Wydaje się być miły i troskliwy, a na dodatek bardzo przystojny, co już nie
jest przypuszczeniem, wręcz przeciwnie – stwierdzeniem. A te jego oczy, chyba
się w nich zakochałam. „Weronika, uspokój
się” sama siebie skarciłam. Przewróciłam się na prawy bok i, starając się
nie myśleć o chłopaku, po chwili zasnęłam.
Rano obudziły mnie czyjeś szepty, które z każdym kolejnym
wypowiadanym słowem stawały się coraz głośniejsze. Otworzyłam oczy i lekko
przeciągnęłam się na łóżku. Rany już tak bardzo nie bolały, ale wciąż czułam
się, jakby zaraz miały pęknąć. Spojrzałam na moich gości. Mama, tata i Łukasz.
Rodzice stali po mojej prawej stronie, a Łukasz po lewej. Wszyscy wpatrywali
się we mnie.
- Cześć. A co to za
zbiorowisko ? – zapytałam, uśmiechając się do nich.
- Cześć, córciu. –
przywitała mnie mama, całując delikatnie w czoło.
- Po prostu przyszliśmy Cię odwiedzić. Zaraz
powinna dojść do nas również Maja. – odpowiedział na moje pytanie mój
przyjaciel.
- To miło z waszej
strony. Dziękuję, że cały czas przy mnie jesteście. Nie wiem co ja bym bez was
zrobiła.
- To Mikołajowi
powinnaś podziękować. – uświadomił mnie mój kochany przyjaciel.
Już miałam mu coś odpowiedzieć, gdy do sali weszła Majka.
- Dzień dobry. Cześć
Weronika. Cieszę się, że już czujesz się lepiej. I przepraszam, że wcześniej cię nie odwiedziłam, ale nie było mnie
przez ostatnie kilka dni w domu. – przywitała wszystkich szerokim
uśmiechem.
- Dzień dobry. –
odpowiedzieli równocześnie moi rodzice i również obdarzyli ją tym samym gestem.
- Cześć. Nic nie
szkodzi. Cieszę się, że wpadłaś. – uniosłam kąciki ust do góry. – To opowiadajcie. Co u was słychać ? –
zapytałam.
- Wszystko w porządku,
ale najpierw niespodzianka. – mówiąc to tato lekko klasnął w dłonie.
Patrzyłam jak mama wyciąga ze swojej czarnej torebki małe
kremowe pudełeczko. ‘A jednak pamiętali’.
- Proszę. –
złapałam prezent i delikatnie go otworzyłam. Moim oczom ukazał się srebrny
pierścionek z czarnym, dużym oczkiem, taki jaki chciałam sobie ostatnio kupić,
gdy byłam z mamą na zakupach. Musiała zapamiętać, kiedy jej o nim mówiłam.
- Dziękuję bardzo.
– uścisnęłam obojga rodziców.
- No to teraz my. –
powiedział Łukasz, a ja się uśmiechnęłam.
Majka wyciągnęła papierową torebkę w żółte kwiaty i wręczyła
mi ją. Ze środka wyciągnęłam białą luźną koszulkę na ramiączka z azteckim
wzorkiem, którą pewnie sama zrobiła. Ona uwielbia tworzyć, podobnie jak ja, ale
ona robi to znacznie lepiej, a ja dopiero się uczę. Z resztą, chodzę do niej na
‘korepetycje’. Swoje ubrania już prawie wszystkie przerobiła, a jeśli jeszcze
tego nie zrobiła, to z pewnością niedługo to zrobi. Ona nie potrafi wytrwać
dnia bez stworzenia czegoś nowego. Raz, kiedy nie miała już ciuchów do
przerabiania, wyciągnęła mnie do second-hand’ów i wypełniła braki swojej
garderoby. Pamiętam, że w drodze powrotnej zajrzałam na chwilę do niej, a ona
od razu zabrała się za różne przeróbki i poprawki. Koszulkę, którą wtedy
stworzyła do tej pory uczę się jak zrobić, ale wciąż mi to nie wychodzi, a jej
zajęło to niespełna pół godziny. Podziwiam ją za to. Maja jest nie tylko dziewczyną Łukasza, ale
moją przyjaciółką. Jeśli chodzi o zakupy to tylko z nią, no i oczywiście z moją
mamą. Ona zawsze pomoże mi wybrać coś modnego i zarazem wygodnego. Cieszę się,
że mam ich wszystkich przy sobie. Nie dałabym sobie bez nich rady.
Z opakowania wyciągnęłam również breloczek w kształcie
żółtej kaczki. Pewnie Łukasz wybierał. On uwielbia kupować coś śmiesznego i do
każdego prezentu doczepić coś śmiesznego.
- A to do kluczyków od
nowego samochodu. – wytłumaczył przyjaciel.
No tak. Miesiąc temu zdałam testy na prawo jazdy, a z racji
tego, że urodziny mam dopiero 25 grudnia, dokumenty dostanę dopiero pod koniec
tego miesiąca.
- Tylko najpierw
trzeba mieć ten samochód. Prawda tato ? – uśmiechnęłam się, spoglądając na rodziców.
Byłam ciekawa jak na to zareagują, bo domyślałam się, że moje marzenie o
własnym samochodziku, zostanie spełnione. Kilka razy złapałam ich jak
przeglądali witrynę z samochodami, a gdy tylko weszłam do pomieszczenia szybko
ją zamykali i zaczynali rozmawiać o czymś innym.
- No tak, ale jak na
razie to będziesz mogła go przyczepić do kluczyków starego samochodu. Chyba, że
uzbierałaś wystarczająco pieniędzy na kupno nowego. - starał się, żeby nie
powiedzieć czegoś, co ujawniło by ich niespodziankę.
- Weronika, za to co
uzbierała, mogłaby co najwyżej starego malucha sobie kupić. – Łukasz musiał
się odezwać.
- Odezwał się
najbogatszy z tutaj zgromadzonych. – odgryzłam się mu.
- Dobra, dobra. Koniec
tej jakże miłej rozmowy. Zostawmy Weronikę w spokoju. Musi odpocząć. - powiedziała
mama.
- Jeśli chcecie to
możecie jeszcze zostać. Przecież dopiero wstałam.
- Później zajrzymy.
– odpowiedział tato. – A właśnie, zjadłaś
to co kazałem przekazać Mikołajowi ?
- Tato, ja bym nie
zjadła ? – zapytałam z ironią w głosie. – Możesz mi przynieść jeszcze raz to samo. Nie zaprotestuję. –
uśmiechnęłam się.
- Dobrze, to do
zobaczenia później. – ponownie mnie przytulili, lecz tym razem na
pożegnanie i wyszli z sali, zostawiając mnie z przyjaciółmi.
- Dziękuję wam za tak
wspaniały prezent.
- Nie ma za co. –
odpowiedział Łukasz. – Dobra, my lecimy.
- Trzymaj się Weronika
i wracaj szybko do zdrowia. – oboje mnie ucałowali i ruszyli w stronę
drzwi.
Znowu zostałam sama. Odłożyłam na szafkę prezenty i udałam
się do toalety. Gdy wróciłam, przy łóżku stała taca z obiadem. Ułożyłam się
wygodnie i sięgnęłam po nią. Nie przepadam za szpitalnym jedzeniem, ale jak się
jest głodnym to wszystko się zje. Po skończonym posiłku zabrałam się za
czytanie przyniesionej przez Mikołaja książki. Po spędzeniu nad lekturą kilku
godzin, postanowiłam odwiedzić Jasia. Zabrałam ze sobą czekoladę, którą
dostałam w prezencie od Łukasza i Mai. Wyszłam na korytarz i skręciłam do jego
pokoju. Lecz go nie zastałam. Udałam się, więc do pań pielęgniarek po długopis
i kawałek kartki, na której napisałam krótkie ‘Wszystkiego najlepszego, Jasiu. J’
i, wracając do siebie, położyłam ją wraz z czekoladą na stoliku przy jego
łóżku. Kolejny raz tego dnia sięgnęłam po książkę, ale tym razem zdążyłam
przeczytać zaledwie kilka stron, gdy dopadł mnie sen.
Poczułam jak ktoś delikatnie całuje mnie w czoło. Otworzyłam
oczy i przed sobą ujrzałam Mikołaja.
- Witaj. –
uśmiechnął się. – Przepraszam, że cię
obudziłem.
- Nic nie szkodzi.
– odwzajemniłam jego gest. – Co tutaj
robisz o tej porze ?
- Mam dla ciebie
niespodziankę. – patrzyłam na niego z zaciekawieniem.
Chłopak wyciągnął z czarnej, skórzanej torby przez ramię
okrągłe, bordowe pudełko przewiązane czarną wstążką. ‘Moje ulubione kolory.
Skąd on wiedział ?’. Sięgnęłam po nie.
- Proszę. Otwórz. –
cały czas się uśmiechał.
Rozwiązałam kokardkę i uniosłam wieczko. Na mojej twarzy
pojawiło się rozbawienie. W pudełku były moje ulubione kinder niespodzianki.
- Skąd wiedziałeś ? –
zapytałam.
- Łukasz mi
powiedział. – puścił mi oczko.
- Nie musiałeś tego
robić. Ja dla ciebie nic nie mam. – spojrzałam na niego.
- Mi wystarczy to, że
miałem okazję cię poznać. – ponownie przymknął jedno oko.
- Dziękuję. –
uśmiechnęłam się do niego i rozłożyłam ręce tak, żeby go przytulić. Zatopiłam
się w jego uścisku. Chciałam, żeby ta chwila się nigdy nie kończyła. W jego
ramionach czułam się tak bezpiecznie. Gdy w końcu poluźniłam swój uścisk, nasze
twarze znalazły się zaledwie kilka centymetrów od siebie. Spojrzałam w jego
oczy, a następnie na usta. Ponownie wróciłam wzrokiem na brązowe tęczówki. Wpatrywał
się we mnie tym swoim pociągającym wzrokiem, a jego usta wypełniał nieznaczny uśmiech.
Zaczął powoli się do mnie zbliżać, wciąż na mnie spoglądając. Czułam jak serce
zaczyna mi coraz szybciej bić.
Cześć :)
Bardzo przepraszam za tak długą przerwę z mojej strony,
ale przez ostatnie kilka dni nie byłam w stanie nic wymyślić.
Moja wyobraźnia zrobiła sobie wolne.
Nie potrafiłam się na niczym skupić.
Postaram się, żeby to się już nie powtórzyło.
A teraz życzę miłego czytania i pozdrawiam. ;*
lenka.