niedziela, 21 lipca 2013

dziesięć.

~ tydzień później ~


Dochodziła 11:00. Siedziałam na szpitalnym łóżku skierowana twarzą do drzwi, czekając aż moi rodzice w końcu się zjawią i zabiorą mnie stąd, bym nie musiała już nigdy więcej oglądać tych bladych, zimnych ścian. Sekunda za sekundą goniły się z szalenie wolną prędkością, a materac, na którym siedziałam, coraz bardziej wrzynał się w moje ciało.
Od tygodnia nie miałam kontaktu z Mikołajem. Mam nadzieję, że nic złego mu się nie stało. Pytałam o niego Łukasza, ale on również nic nie wiedział. Z każdym kolejnym dniem coraz głupsze pomysły przychodziły mi do głowy. Z jednej strony bardzo chciałam go zobaczyć i upewnić się, że jest cały i zdrowy, a z drugiej ta cała sytuacja z Dawidem. Wszystko się skomplikowało. Cały mój "harmonogram" uczuć został zmieniony, tak że teraz już sama nie wiem co czuję.
Dawid zawitał w moim życiu, by odwrócić je o 180 stopni, a następnie zostawić z setkami niezakończonych spraw, milionami pytań, na które nikt nie był w stanie mi odpowiedzieć oraz rozczarowaniem i pustką, która sprawiła, że już na niczHym mi nie zależało. Nie widziałam przed sobą żadnego celu. Wszystko wydawało mi się bezsensu. Nie miałam na nic ochoty. I potem pojawił się Mikołaj, tak niespodziewanie darząc mnie czułością i bezpieczeństwem, którego od dawna brakowało w moim życiu. Wiem, mam cudownych rodziców, którzy kochają mnie nad życie, a kiedy cokolwiek złego mi się przydarzy, pędzą na złamanie karku, żeby być przy mnie. Lecz czasami to nie wystarcza i jedynie ciepłe ramiona mężczyzny mogą zapewnić to czego naprawdę pragnę. Zanurzyć się w jego objęciach, zamknąć oczy i pomilczeć przez chwilę. Małą, krótką chwilę, która dałaby tyle radości.
Mam ochotę płakać, ale tak jakby zabrakło mi łez. Czy tak się da? Tak, da się. Wiele razy tak miałam. Chciałam wszystko z siebie wyrzucić, tak żeby spłynęło po mnie i nigdy nie wróciło, ale łzy nie były tego samego zdania co ja. Nie chciały mi na to pozwolić. Musiałam ich posłuchać. Teraz również chyba lepiej ode mnie wiedzą, co jest dobre, a co nie.
Gdyby był przy mnie Mikołaj, teraz, w tym momencie, byłabym w stanie wszystko mu powiedzieć, ale go nie ma, a ja siedzę sama, czując jeszcze większą pustkę i w sercu, i w głowie. Gdy tylko wyjdę ze szpitala pójdę go poszukać. Nie mam pojęcia jak to zrobię, ale spróbuję, bo próbować zawsze można.
A co z Dawidem? On podobnie jak Mikołaj, jakby zapadł się pod ziemię i nie miał ochoty stamtąd wyjść. W tym tygodniu ani razu mnie nie odwiedził, nie zostawił żadnej wiadomości, liściku. NIC. Czyżby sytuacja sprzed lat ponownie zagościło w progu moich drzwi? On znowu wykorzystał moją naiwność, dając nadzieję, która wciąż się we mnie tli.
Ktoś się kiedyś mnie zapytał, co robiłam tego samego dnia rok temu. Z kim byłam? Gdzie byłam? Po chwili zamyślenia odpowiedziałam, że pewnie siedziałam w domu wpatrując się w kolorowych ekran telewizora, zajadałam się lodami i wspominałam chwile, które sprawiły, że każdego wieczora powtarzałam ten sam rytuał. Oglądałam telewizję, jadłam słodycze i co chwilę latałam po chusteczki, żeby wytrzeć zapłakane oczy. "Żałujesz tego?" zadał kolejne pytanie. I wtedy zdałam sobie sprawę, że nie ma co rozdrapywać świeżych ran i zostawić je, żeby jak najszybciej się zagoiły. Ten człowiek pozwolił mi uwolnić z siebie wszystkie złe emocje i zacząć żyć na nowo, bo płacz i użalanie się nad sobą nic nie zmienią. To ty powinieneś wziąć się w garść i cieszyć się każdą chwilą.
Tego samego dnia wyjęłam spod łóżka duże pudło pełne przeróżnych wspomnień, usiadłam po turecku i, włączając wcześniej odtwarzacz, ostatni raz powróciłam do tego co było, co przeżyłam.
Małe, kremowe pudełeczko z pierwszymi kolczykami i dołączone do niego zdjęcie. Szczerzyłam się na nim pokazując moje jeszcze niepełne uzębienie. Kolejna fotografia również przedstawiała mój nieskazitelny uśmiech, który wiązał się z wcześniejszym wyrwaniem zęba, którego trzymałam w swojej prawej dłoni. Takiego czynu nie można było nie umieścić na zdjęciu. Następne dwa zdjęcia zrobiłam ukradkiem moich kochanym rodzicom. Na jednym śpią na kanapie w salonie z przekrzywionymi głowami i otwartymi ustami. Pamiętam, że gdy tylko opuściłam pomieszczenie zaniosłam się donośnym śmiechem. Cud, że rodzice tego nie słyszeli, bo gdy z powrotem zaglądnęłam do salonu oni wciąż pozostawali w tej samej pozycji. Drugie zdjęcie zrobiłam im, gdy byliśmy w Paryżu. Nasz balkon wychodził na wieżę Eiffla, więc tło, w przeciwieństwie do ich głupich min, bardzo ładnie się przedstawiało. Następny był pierwszy list do św. Mikołaja. Prosiłam go wówczas o domek dla lalek i dużo słodyczy. Załączyłam nawet obrazek, żeby mu ułatwić zadanie i zapewniłam go, że w tym roku była bardzo grzeczna. Św. Mikołaj na szczęście uwierzył w moje słowa i dał mi w prezencie wymarzony domek. Jedynie ze słodyczami było trochę gorzej, bo wręczył mi tylko czekoladę z liścikiem, że jak będę jadła dużo słodyczy to później nie będę miała czym ich jeść. Przestraszyłam się wtedy i w kolejnych moich listach nie prosiłam już o nie. Potem z pudełka wyciągnęłam moje walentynki, bilet do kina, w którym byłam z moim "chłopakiem" z podstawówki. Nasz związek nie należał do najdłuższych, bo zaledwie po tygodniu zerwaliśmy ze sobą. Chyba za bardzo nudziliśmy się w swoim towarzystwie. Mówią, że pierwsza miłość nie rdzewieje, w moim przypadku, na szczęście, to się nie sprawdza. Kolejny był paragon z cukierni. Moje pierwsze wyjście z Dawidem. Strasznie się wtedy pokłóciliśmy. Urządziłam mu straszną awanturę o nic. Pamiętam, że wcześniej pokłóciłam się z Łukaszem i chyba musiałam jakoś to odreagować. Nie odzywałam się do Dawida do końca dnia. Dopiero następnego, gdy przespała się z tym i zrozumiałam co zrobiłam, poszłam i przeprosiłam. Na początku udawał, że jest bardzo obrażona, ale po buziaku w policzek zmienił zdanie. Mężczyźni. [;)] Zdjęcia razem na rolkach, liczne upadki, by nauczyć go jeździć, a potem dowiedzieć się, że moje starania były zbędne, bo jeździ lepiej ode mnie. Kochany Dawid. Wypad na lody razem z Łukaszem i Mają. Wtedy pierwszy raz się pocałowaliśmy. Pomimo tego, że przechodziliśmy przez przejście, on złapał mnie za nadgarstek i, szybkim ruchem przyciągając mnie do siebie, zaczął całować. Byłam zdziwiona, ale po chwili odwzajemniłam jego pocałunek. Chciałam, żeby tak chwila nigdy się nie kończyła. Jacyś chłopcy, którzy akurat czekali na czerwonym świetle, zaczęli głośno pogwizdywać. Na szczęście nie było więcej samochodów, a ja mogłam rozkoszować się jego ustami, bojąc się, że może się to więcej nie powtórzyć. I tak też się stało. Następnego dnia jego już nie było, a moje wyznanie miłości, które wypowiadałam między pocałunkami, nie znalazło odbiorcy.
Mimo tylu wspomnień, tych miłych i tych drugich, mogłam sobie wtedy szczerze odpowiedzieć na pytanie nieznajomego. Pomimo tego, że moje życie tak się potoczyło, ja niczego nie żałuję. Jednak wolę zapamiętać jedynie te dobre chwile, a te złe schować do małej szufladki, której kluczyk zatonął w głębokim jeziorze.
- Cześć skarbie. - głos matki wyciągnął mnie z nurtu wspomnień.
- O, cześć. W końcu przyjechaliście. - uśmiechnęłam się. - a gdzie tata?
- Zaraz powinien przyjść. Poszedł podziękować lekarzom i pielęgniarkom za opiekę nad tobą.
- Rozumiem. Wzięliście moją kurtkę?
- Tak, proszę. Tutaj jest. - podała mi białą reklamówkę z płaszczem i ulubionym botkami.
Pośpiesznie ubrałam je na siebie i, gdy tato przyszedł do pomieszczenia, pośpiesznie zabrałam wszystkie swoje rzeczy i razem z rodzicami udałam się do samochodu.
- Aż tak ci się śpieszy? - zażartował tata, powodując, że na chwilę zwolniłam tempo marszu.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Wyszliśmy na zewnątrz. Do moich nozdrzy wdarł się przyjemny zapach wolności, a policzków dotknął zimny powiew zimy. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę auta. "W końcu wracam do domu." pomyślałam.
- Tato, możesz jechać od strony parku, bo chciałabym coś sprawdzić?
- Jasne, nie ma sprawy. - uśmiechnął się. Najwidoczniej oni też bardzo się za mną stęsknili. Nikt ich dawno nie denerwował. 
Dziesięć minut później wciąż siedziałam na tylnym miejscu w samochodzie, wypatrując przez szybę Mikołaja. Jednak nie mogłam znaleźć jego sylwetki wśród ludzi pędzących w pośpiechu przez uliczki starego parku. Mój wzrok zatrzymał się na młodej parze, która tuląc się do siebie starała się zapewnić sobie choć trochę ciepła. "Zaraz, zaraz. Przecież ja znam tą dziewczynę.."
- Hahahaha.. - zaniosłam się donośnym śmiechem.
- A tak poza tym to wszystko w porządku ? - usłyszałam typowe pytanie mojej mamy.
- W jak najlepszym, mamuś. - uśmiechnęłam się sama do siebie. Kolejny raz dałam się wplątać w jego gierki, ale nie żałuję. Właśnie teraz uświadomiłam sobie, że ja i Dawid, że to nigdy by nie wyszło. Nie czuję smutku ani żalu. W końcu poczułam ulgę i wolność, która napawa mnie chęcią życia, poznawania nowych, ciekawych ludzi, otwierania się na nich. W końcu dostałam upragnioną białą, czystą kartkę, bez żadnych rogów i plam. Mogę zacząć wszystko od początku. Moim pierwszym krokiem będzie odnalezienie Mikołaja i szczera rozmowa z nim.
- Tato, mógłbyś mnie tutaj wysadzić ?
- Ale po co ? - zapytał zdziwiony, przyglądając mi się uważnie w lusterku. - Dopiero wypuścili cię ze szpitala.
- Wiem, ale przypomniałam sobie, że miałam spotkać się z Łukaszem.
- Nie może to poczekać do jutra? Wróciłabyś do domu, zjadła gorący posiłek, odpoczęła. - podjęła mama.
- Już i tak długo się na odpoczywałam, a coś ciepłego zjem u Łukasza. 
- Ohh, no dobrze, ale podwiozę cię. - postawił warunek tata.
- Nie, na prawdę. Dam sobie radę. Przecież to niedaleko. Poza tym, spacer na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi. - uśmiechnęłam się, by dać im do zrozumienia, że wszystko jest dobrze.
- Oj córuś, tylko żebyś nie przesadziła z tymi spacerami. - dodała mama.
- Okej, postaram się wrócić jak najszybciej. Paa. - Tato powoli zaczął zwalniać, by po chwili zatrzymać samochód na poboczu. Otworzyłam drzwi i wysiadłam. Od razu dotknął mnie zimny powiew wiatru. Zacisnęłam mocniej pasek od płaszcza i szybki ruchem ręki poprawiałam swój szalik. Ruszyłam w stronę, w którą kierowała mnie moja intuicja. Pamiętam jak Mikołaj mówił o małym, parterowym domku z dużymi drzwiami o barwie zgniłej zieleni. Taki obraz kojarzył mi się jedynie z jednym miejscem - Zalesie. Szybkim krokiem pokonywałam lekko zaśnieżony chodnik. Do celu miałam jeszcze jakieś 15 minut, gdy przechodząc przez most wszystkie wspomnienia wróciły. Zakręciło mi się w głowie od natłoku myśli. Głowa zaczęła mnie boleć, a nogi odmawiać posłuszeństwa. Nie spodziewałam się, że moje ciało aż tak źle zareaguje na to miejsce. Oparłam się o barierkę, by dać sobie odpocząć. 
Myślałam, że wszystko już jest dobrze. Pożegnałam się z nim, wybaczyłam to co mi zrobił.  Nic z tego nie rozumiem. 
- Przepraszam panią, czy dobrze się pani czuje? - usłyszałam głos Dawida za plecami. Powoli się odwróciłam, by ujrzeć ich znowu razem. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie i strach. Nie spodziewał się mnie tutaj.
- Tak, tak. Dziękuję. - uśmiechnęłam się miło.
On jeszcze szerzej otworzył oczy, ale nic nie odpowiedział. Jedynie złapał Magdę za rękę  i, ostatni raz na mnie spoglądając, ruszył dalej. 
Mogłam się domyśleć, że tak postąpi. Jak struś schowa głowę w piasek i, zanim ją wyciągnie, poczeka aż niebezpieczeństwo w końcu go zostawi. No, ale to już jego sprawa, przestało mnie obchodzi to co robi i jak się zachowuje. Moim zadaniem było znaleźć Mikołaja. Mimo lekkiego szumu w uszach, puściłam się barierki i łapiąc równowagę, szłam dalej. Kilkanaście minut później byłam już na miejscu. Bez problemu znalazłam duże zielone drzwi, do których niepewnie zapukałam. Po paru sekundach zza drzwi wyłoniła się starsza pani o siwych włosach spiętych ozdobną klamrą. Oczy miała błękitne, a twarz oznaczoną zmarszczkami. Była niższa ode mnie o ponad głowę.
- Dzień dobry. Szukam Mikołaja. - uśmiechnęłam się nieznacznie, by zatuszować swoją niepewność.
- Dzień dobry. A ty pewnie jesteś Weronika ?
- Tak, a skąd pani wiedziała? - zapytałam zaskoczona.
- Mikołaj wiele mi o pani mówił.
- Zastałam go może?
- Tak, proszę. Wejdź. Mikołaj! Masz gościa. - obdarzyła mnie uroczym uśmiechem. - Wejdź, proszę i usiądź. - wskazała na duży fotel w kwiatowe wzory, który znajdował się w malutkim salonie z przytulnym kominkiem i starym telewizorem. - Mikołaj powinien zaraz przyjść. - dodała.
- Dziękuje pani bardzo.
Po chwili do moich uszu dobiegł odgłos stawianych kroków. 
- Weronika? Co ty tutaj robisz? - patrzył na mnie pytającym wzrokiem. - Jak mnie znalazłaś?
- Pomyślałam, że jeśli ty nie możesz mnie odwiedzić to ja cię odwiedzę. Nie cieszysz się?
- Oczywiście, że się cieszę, ale trzeba było mnie jakoś uprzedzić.
- Ciekawe jak? Nie mam nawet twojego numeru telefonu. - puściłam do niego oczko.
- No tak, idiota ze mnie.
- A swoją drogą. Dlaczego nie przyszedłeś do mnie w tym tygodniu?
- Pomyślałem, że dam ci czas na przemyślenie kilku spraw.- spuścił wzrok.
- Czy ty.. - nie dał mi skończyć.
- Tak, widziałem jak rozmawiasz z tym chłopakiem i przez przypadek usłyszałem rownież o czym.
- Właśnie dlatego tutaj przyszłam. Muszę ci wszystko wyjaśnić. - spojrzałam na niego szukając w nich pozwolenia.
- Dobrze, ale nie tutaj. Chodźmy do mnie do pokoju. - Wyszedł z salonu na wąski korytarz i skręcił w lewo. Na końcu, którego znajdowały się białe drzwi. Otworzył je i wpuścił mnie do środka. Teraz znajdowałam się w jego małym królestwie. Ściany były jasnoszare, a meble białe. Na wprost drzwi ujrzałam małe, białe okno, przy którym stał stoliczek z nocną lampką, biało-czarnym zdjęciem dziadków i grubą książką, której tytułu nie byłam w stanie dostrzec. Przy stoliku stało łóżko przykryte popielatą pościelą, na której leżały porozrzucane ciuchy, które Mikołaj pospiesznie zgarnął i wrzucił do plecionego kosza przy łóżku. Nad zapewne wygodnym materacem wisiał duży, podłużny plakat przedstawiający ogromny samolot.  Na lewo od okna, przy prostopadłej do okna ścianie stało biurko z laptopem i drukarką, wysoka, biała lampa i szafa na ubrania, a w kącie szary kosz na śmieci. Przy ścianie z drzwiami wejściowymi znajdowała się komoda z przeróżnymi zdjęciami, a do ściany przymocowane były wieszaki, na których zawieszony był czarny plecak i aparat. "Kolejne hobby?" pomyślałam. Przy komodzie leżała pomarańczowa piłka do kosza, a w drugim kącie stała okurzona, brązowa gitara. W całym pokoju można było wyczuć nutkę kawy połączoną z zapachem pomarańczy. 
Weszłam do środka i usiadłam na jego łóżku, a on oparł się o blat biurka, przyglądając mi się uważnie. 
- Mikołaj, - w końcu się przełamałam. - ta cała sytuacja z Dawidem jedynie uświadomiła mi, że ja i on to zamknięty rozdział. Jednak jego osoba tak po prostu nie zniknie z mojego serca. Część mnie przez dłuższy czas będzie o nim pamiętać. Ale pomimo tego, ja chcę zacząć żyć na nowo. Chcę wkroczyć w nowy, całkowicie inny etap, który nie będzie poświęcony jego osobie, lecz tobie. Chciałabym, żebyś mi zaufał i pozwolił zamieszkać w swoim życiu na dłużej. - zamilkłam czekając na jakąś odpowiedź, ale on również milczał. Pewnie bił się teraz z myślami, co dalej robić. Po chwili podszedł bliżej mnie i usiadł obok. Popatrzył mi głęboko w oczy i pocałował. Tym razem się nie odsunęłam, a gdy ponownie na mnie spojrzał, by sprawdzić czy wszystko jest w porządku, ja go pocałowałam, przedłużając tą chwilę przyjemności.




__________________________________

Wiem, dawno mnie tu nie było i pewnie kolejna notka również nie ukaże się zbyt szybko. 
Ten rozdział chciałam dodać już miesiąc temu, ale komputer, który miałam przy sobie, z jakichś powodów nie chciał zapisywać tego co pisałam, przez co nie mogłam niczego dodać. Mam jednak nadzieję, że jeszcze choć trochę wyrozumiałości dla mnie zostawiłyście i będziecie ze mną do końca. :)
Bardzo Was przepraszam za moje lenistwo i brak weny. 
Kocham. ;* 

PS. Bardzo proszę o szczere opinie. Nie krępujcie się krytykować. Chciałabym, żeby Wasze komentarze oddawały te wszystkie emocje, jakie odczuwacie podczas czytania. Jest to dla mnie bardzo ważne, ponieważ czuję, że coś jest w tym opowiadaniu nie tak. Może akcja za szybko się toczy? Może powinnam wstawiać więcej opisów, emocji, bardziej rozwijać dany temat, by nie zaczynał i kończył się w jednym-dwóch rozdziałach? Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że mi pomóżcie :) 

PS.2 Dziękuje za miłe wsparcie i natchnienie  od Gosi, dzięki której powstał fragment tego rozdziału. Mam nadzieję, że to nie był ostatni raz. ;* 
Tutaj możecie ją znaleźć: http://zyciejakzbajki.blogspot.ie/

wtorek, 7 maja 2013

dziewięć.



Obudziło mnie niemiłe wrażenie spadania w przepaść. Lekko drgnęłam na materacu po chwili uświadamiając sobie, co przed chwilą zrobiłam. Zawsze po tym triku chciało mi się z siebie śmiać. Tym razem również uniosłam lekko kąciki ust, które zaraz powróciły do poprzedniej pozycji. Powoli otworzyłam powieki, które zdawały się być jeszcze cięższe niż kilka godzin temu. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie po przeciwnej stronie. Wskazywał 10.38. Jego wskazówki wytaczały w kółko ten sam tor, do znudzenia. Wpatrywałam się jak powoli się poruszają, dążąc do pełnej minuty, żeby następnie na nowo rozpocząć swoją drogę. Leżałam w bezruchu, rozłożona na twardym białym materacu. Nie miałam nawet siły poruszać powiekami. Przechyliłam lekko głowę w stronę okna, przenosząc wzrok na duże drzewo pokryte gdzieniegdzie białym śniegiem. Spojrzałam na małego szaro-czarnego ptaka siedzącego w swoim gnieździe, zbudowanym z malutkich gałązek oblepionych brudem unoszącym się w powietrzu. Ptak również zastygł w jednej pozycji, jakby czuł się tak samo jak ja.

Próbowałam ponownie zasnąć, ale było już za późno. Może gdybym o tym pomyślała zaraz po przebudzeniu udałoby mi się chociaż na chwilę powrócić do błogiej krainy, ale nie pomyślałam. No cóż. Trzeba zacząć żyć. Zaśmiałam się pod nosem, sama nie wiedząc dlaczego. Uniosłam się układając ciało w pozycji siedzącej. Obok łóżka na małej szafce stała taca z zimnym już śniadaniem. Spojrzałam niechętnie w tamtą stronę, ale na szczęście nie byłam aż tak głodna, żeby nakłonić się do zjedzenia tego. Wyjęłam nogi spod kołdry, stawiając je na zimnej posadzce. Moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który nieco mnie ożywił. Założyłam kapcie, wzięłam potrzebne rzeczy i ruszyłam w stronę łazienki. Obmyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w odbicie w lusterku. Wyglądałam jeszcze gorzej niż myślałam. Moja twarz była blada, prawie zlewała się z białym kolorem ścian szpitalnych. Oczy miałam małe i przekrwione z niewyspania, a pod nimi znajdowały się głębokie, ciemne wory. Oderwałam wzrok od swojego odbicia, związałam włosy w wysoką babkę i, zdejmując z siebie przepoconą koszulkę od piżamy, a następnie szerokie spodenki, weszłam pod prysznic. Woda delikatnie oblewała moje ciało, sprawiając, że wszystkie emocje i myśli powoli odpływały. Stałam kilka minut w bezruchu, nie chcąc powstrzymywać trwania małej przyjemności. W końcu przebudziłam się z błogiego ukojenia i, chwytając za płyn do kąpieli, nalałam go sobie na dłoń, następnie powoli wmasowując sobie go w ciało. Po namydleniu spłukałam się i wyszłam spod prysznica. Złapałam za ręcznik i zaczęłam się powoli i dokładnie wycierać. Gdy na moim ciele nie było już żadnej kropli wody, założyłam biała bieliznę i na wierzch szare, zwężane w nogawkach dresy i białą, obcisłą koszulkę z rękawami 3/4.  Następnie umyłam zęby i zabrałam się za przemywanie twarzy mleczkiem, które mama kilka dni temu przywiozła mi razem z innym potrzebnymi przyborami. Wytarłam się w ręcznik i, chwytając za grzebień, zaczęłam czesać swoje włosy, które związałam w wysokiego kucyka. Na koniec skorzystałam z toalety i, chwytając brudną piżamę i kosmetyczkę, skierowałam się do mojego pokoju. Otworzyłam szafkę i zaczęłam chować  swoje rzeczy.


- Cześć. - podskoczyłam z wrażenia, gdy spostrzegłam, że nie jestem sama. Szybko odwróciłam głowę w stronę dobiegających mnie słów. 
- Dawid ? - zapytałam patrząc na chłopaka ze zdziwieniem. Poczułam, że mój brzuch wariuje. Myślałam, że to już dawno odeszło. Jednak myliłam się. Jedno jego spojrzenie sprawiło, że stare motyle ponownie ożyły, tak jak za pierwszym razem, gdy się do mnie uśmiechnął. Lecz tym razem to było coś innego. Wiedziałam, że nie powinnam się w to wciągać. On był jak narkotyk, jak raz spróbujesz nie będziesz mógł się od niego uwolnić. Będzie dawał Ci tyle przyjemności i szczęścia, ale będzie Cię również niszczyć od środka. I nawet się nie spostrzeżesz, a znajdziesz się nad przepaścią. Między życiem a śmiercią. Nikt i nic Ci wtedy nie będzie wstanie pomóc, a Ty wybierzesz jego. Jak zrobiłeś to na samym początku. 
 Chciałam stamtąd jak najszybciej wybiec. Nie chcąc pozwolić, by znowu zawładnął nad moim ciałem i umysłem, ale z drugiej strony chciałam zanurzyć się w jego błogim uścisku. Dotknąć jego twarzy, by na nowo poznać jej rysy. Nauczyć się ich na pamięć. By zostały jak on już odejdzie. Byłam rozdarta. Rozum podpowiadał mi, żebym uciekała stąd jak najdalej, ale serce. Ono nie chciało czuć się samotne. - Co ty tutaj robisz ? - zapytałam w końcu.
- Przyszedłem cię odwiedzić. - odpowiedział z nienaturalnym spokojem w głosie. Stał wsparty o parapet okna, za którym widać było jak wiatr porusza gałązkami rosnącego nieopodal drzewa.
- Ale kto ci powiedział? - wciąż patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Łukasz się wygadał. - uśmiechnął się ukazując małe dołeczki. - Ostatnio go spotkałem, chciałem pogadać, ale powiedział, że się śpieszy, bo ty jesteś w szpitalu, a on obiecał Mai, że cię odwiedzą. - popatrzyłam na niego dając znak, że rozumiem. Obeszłam łóżko dookoła i usiadłam na jego brzegu, zwracając głowę w stronę chłopaka.
- Skąd wiedziałeś, w którym szpitalu się znajduję? - dopytywałam.
- Szczerze mówiąc, to nie miałem bladego pojęcia gdzie cię szukać. Wcześniej byłem w dwóch innych szpitalach, ale nie znalazłem cię tam, następny na liście był ten i, jak widać, w końcu trafiłem. - uśmiechnęłam się lekko, nic nie odpowiadając. Czyżby tak bardzo się o mnie martwił? A co z Magdą? Już nie są razem? Przecież byli ze sobą tak długo.
- Jak się czujesz? - zapytał przerywając ciszę, która doprowadzała mnie do coraz głupszych tłumaczeń jego zachowania. Z jednej strony chciałam, żeby nigdy już mnie nie zostawił, a z drugiej nie wiedziałam co powiedzieć. Moja głowa szalała.
- Na początku było niezbyt fajnie, ale teraz już jest coraz lepiej. Z miłą chęcią jak najszybciej opuściłabym mury tego budynku. - przewróciłam oczami.
- A kiedy cię wypuszczają?
- Za jakieś półtora tygodnia. - zrobiłam kwaśną minę. - A co tam u ciebie słychać? Jak tam Marta? - Boże, co ty robisz? Wyjdzie na to, że jeszcze coś do niego czujesz, a tak nie powinno być? Po tylu latach? Weronika, uspokój się. Oddychaj.
- Nie jesteśmy już razem. - powiedział to nie odrywając ode mnie wzroku, jakby chciał przeczytać w moich źrenicach co o tym myślę.
"Ale jak to? Co się stało?" sama się pytałam. Moje myśli zaczęły się gonić, jedna za drugą. Nie myślałam racjonalnie.
- Ale wolałbym o tym nie rozmawiać. - spuścił wzrok, by zaraz ponownie na mnie popatrzeć.
- Przepraszam. - spojrzałam na swoje stopy, starając się uciec od jego wzroku. - Dawid? - uniosła lekko głowę.
- Tak? - odbił się lekko od parapetu i ruszył w moją stronę, zatrzymując się przy żelaznym krześle stojącym zaraz obok łóżka. Pochylił tułów i usiadł.
Mój żołądek zdążył już sto razy powtórzyć salto z pięcioma obrotami. Było mi niedobrze. W głowie miałam pustkę. Wzięłam głęboki wdech, by po chwili wypuścić powietrze z ust.
- Powiesz mi dlaczego tutaj przyszedłeś? Tyle czasu się nie odzywałeś i tak nagle mnie odwiedzasz. Pamiętasz jak to ostatnio się potoczyło. Nie chciałabym przez to jeszcze raz przechodzić.- wbiłam w niego wzrok, starając się cokolwiek wyczytać z jego twarzy - bez skutecznie.
- Pewnie to głupio zabrzmi, ale uświadomiłem sobie, że mój związek z Magdą nie miał sensu. Chciałem się komuś wygadać i tylko ty przyszłaś mi na myśl, ale gdy cię zobaczyłem, nie potrafiłem niczego z siebie wydusić. Pragnąłem cię jedynie przytulić i przeprosić za to jak bardzo namieszałem w twoim życiu. Nie powinienem tego wszystkiego zaczynać, ale gdybym mógł cofnąć czas i zmienić bieg swojego życia, od razu bym to wykorzystał. Ale wybrałbym ciebie. Wiem, że to co mówię to nonsens i pewnie nie chcesz mnie nawet słuchać, ale musiałem ci to powiedzieć..- patrzyłam na niego pełna nadziei i obaw. Nie byłam w stanie mu przerwać ani nawet poruszyć powiekami. Oczy zaczynały mnie szczypać. W ich kącikach gromadziły się łzy, które po jednym mrugnięciu wylały się na moje blade policzki. Chciałam je z siebie wylać, ale tak, żeby tego nie widział. Szybkim ruchem ręki je wytarłam. 

- Po prostu zrób to. - udało mi się wykrztusić. - Przytul mnie. - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Przez chwilę się zawahał, by po chwili złapać mnie w gorącym uścisku. Do moich nozdrzy wdarł się delikatny zapach jego perfum. Wciąż używał tych samych. Tak bardzo tego pragnęłam. Jego bliskości, bezpieczeństwa i ciepła, które opanowywało moje ciało. Zaczęłam ryczeć jak małe dziecko, jeszcze bardziej wtapiając się w moją ulubioną bluzę. Nie chciałam tego robić, ale w tym momencie nie potrafiłam zatrzymać łez. Zacisnęłam mocno powieki, z których stopniowo coraz wolniej zaczęły wypływać łzy. Moje serce wracało do normalnego rytmu. Jednak nie chciałam się od niego odrywać, jakby poluzowanie uścisku mogło mnie zabić. Chciałam przez to nadrobić te wszystkie lata bez jego obecności. Wszystkie puste dni spędzone w samotności. Nie myślałam o nikim innym, tylko o nim. Mikołaj automatycznie zszedł na drugi plan. Wiem, powinnam była mu nie robić nadziei, ale skąd mogłam wiedzieć, że sprawy przyjmą taki, a nie inny tor. Wydawało mi się, że jestem nim zauroczono. Myślałam, że powoli się w nim zakochuję, ale niestety nie było mi to dane. Los ponownie musiał zesłać na moją drogę Dawida. Chłopaka, którego obdarzyłam ogromnym uczuciem. Kochałam go, kocham i będę kochać. Nic tego nie zmieni. Nie potrafię tak po prostu wyrzucić go z mojej głowy i serca. Pomimo tego, że przez chwilę wydawało mi się, że o nim zapomniałam..

- Kocham cię. - wyszeptał mi do ucha. Te dwa słowa. Chciałam je już dawno usłyszeć, lecz zamiast jego, ja je wtedy wypowiedziałam. Zdziwił się na ich dźwięk i szybko zmienił temat, puszczając je w górę, aby razem z powietrzem się rozpłynęły. Jednak ja wiedziałam, że też to czuł, być może jedynie cząstkę tego co we mnie się paliło, ale czuł to. Teraz - to ja je słyszę. Powinnam mieć nad nim przewagę, ale tak niestety nie jest. Jego bliskość sprawia, że moje mięśnie przestają funkcjonować, a głowę wypełnia nieprzyjemna pustka, którą z czasem będą wypełniać marzenia, spełnione marzenia..


____________________________________

Myślałam, że już Was nie zaskoczę, ale wydaję mi się, 
że jednak to zrobiłam. W sumie to sama się nie spodziewałam 
takiego zawrotu akcji. ;p

Kocham Was 




wtorek, 2 kwietnia 2013

osiem.



- Mikołaj, ja nie mogę. - wyszeptałam, odwracając w bok głowę i zatrzymując swoje ręce na jego klatce piersiowej, tak żeby nie mógł się już bliżej przysunąć.
- Przepraszam, nie powinienem. - odsunął się, ponownie siadając na krześle.
Nie, to nie o to chodzi. Dla mnie to jest po prostu za szybko. Znamy się dopiero od kilku dni.
- Wiem, jeszcze raz przepraszam. - spuścił głowę, nie potrafiąc spojrzeć mi w oczy.
- Nie przepraszaj. Nic się nie stało. - Lekkim ruchem dłoni uniosłam jego podbródek, tak żeby na mnie spojrzał, lecz pomimo moich starań, nie zrobił tego. - Mikołaj, nie przejmuj się. - uśmiechnęłam się nieznacznie, żeby dodać mu otuchy. Tym razem się udało. Popatrzył na mnie i odwzajemnił mój gest, lecz wciąż jeszcze niepewnie.
- Już lepiej. - pogłębiłam swój uśmiech. - A teraz powiedz mi coś o sobie, bo praktycznie nic o tobie nie wiem, w przeciwieństwie do ciebie, bo pewnie Łukasz był tak miły i wszystko ci o mnie powiedział.
- A co chcesz o mnie wiedzieć ? - zapytał głosem, w którym wciąż można było wyczuć nutkę niepewności.
- Najlepiej wszystko. - puściłam do niego oczko, jak on to zwykle lubił robić.
- Widzę, że przejęłaś po mnie mały trik. - zaśmiał się.
- Jakoś tak wyszło, chyba za dużo czasu z tobą przebywam.
- Pewnie tak. - powoli zaczął zapominać o zaistniałej chwilę temu sytuacji. - No dobrze, to może zacznę od początku. - zrobił krótką pauzę. - Nazywam się Mikołaj Kosecki, w marcu skończyłem 22 lata. Mieszkam w małym domku parterowym z moją ukochaną babcią, Halinką, i dziadkiem - Henrykiem. Moi rodzice 5 lat temu wyjechali do Holandii w poszukiwaniu pracy i do tej pory tam przebywają. Mama ma na imię Anna, a tato - Adam. Co miesiąc przysyłają mi na konto parę groszy, dzięki czemu nie jestem tak wielki ciężarem dla dziadków. Widuję się z nimi jedynie w święta, kiedy w końcu robią sobie wolne i przyjeżdżają do Polski. Oboje są typami pracoholików i bardzo ciężko jest się im oderwać od tego co robią, jednak jakoś znajdują trochę czasu i nie dają o sobie zapomnieć dwójce mojego młodszego rodzeństwa. Cieszę się, że przynajmniej oni potrafią wyrwać ich z codziennej rutyny. Z Jackiem, który niedawno skończył 17 lat, mam bardzo dobre relację. Często do siebie dzwonimy albo przez telefon, albo przez skype'a. Pomimo wieku jest bardzo bystry i inteligentny. Boję się z nim o cokolwiek zakładać, bo zawsze wygrywa. - w jego oczach zatańczyły iskierki szczęścia. Sytuacja w jakiej się znajdował w ogóle mu nie przeszkadzała. Cieszył się tym co posiada i nie narzekał na jakikolwiek brak szczęścia czy miłości. Żył chwilą i to najbardziej mnie w nim intrygowało. - Mam coś na twarzy ? - zapytał nagle, wyrywając mnie z przemyśleń.
- Nie, dlaczego pytasz ? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Bo dziwnie mi się przyglądasz. - przymrużył oczy.
- Tak ? Nieee, ja cię po prostu słucham. - uśmiechnęłam się zdezorientowana.
- Dobrze, wracając do Jacka. Ostatnio mu o tobie opowiadałem. Powiedział, że bardzo chce cię poznać.
- Miło mi. - uniosłam kąciki ust. - Niedługo święta, jeśli przyjadą to będziemy mieli świetną okazję, żeby to zrobić.
- No to świetnie. Od razu poznam cię z moimi dziadkami i rodzicami. Na pewno ucieszą się na twój widok, a babcia szczególnie, ugotuje swoje pyszności i będziesz zmuszona je wszystkie zjeść, więc lepiej nic nie jedz przed wyjściem. - zażartował.
- Oj, jednak mnie tak dobrze nie znasz. Nie wiesz ile mój żołądek potrafi zmieścić. - zaśmiałam się.
- Zobaczymy, zobaczymy. Tyle co moja babcia potrafi zgotować, nikt jeszcze nie zjadł. Nawet ja, a uwierz mi, również lubię sobie dobrze pojeść. - puścił do mnie oczko.
- Wkrótce się przekonamy. Wracając do poprzedniej rozmowy. Mówiłeś, że masz dwójkę rodzeństwa, Jacka i ?
- Lenkę. Ma zaledwie 6 lat, a już ma chłopaka. Ostatnio opowiadała mi jak to się poznali, budując babki z piasku. Taka mała, a już zdążyła mnie wyprzedzić. - na jego twarzy malowało się rozbawienie, żadnego smutku ani zakłopotania. Poprzednia sytuacja poszła w zapomnienie i ja również nie powinnam jej już roztrząsać. Co było to było.
- Masz bardzo ciekawą rodzinę, a może teraz powiesz mi coś o sobie ? - zapytałam z uśmiechem na twarzy. - Studiujesz coś ?
- Tak, lotnictwo i kosmonautykę. A ty już wiesz co chcesz dalej robić ?
- Myślałam o architekturze, ale nie wiem czy uda mi się dobrze zdać maturę.
- O to się nie martw, jestem pewien, że bardzo dobrze ci pójdzie. - obdarzył mnie szczerym uśmiechem.
- Mam nadzieję. - odwzajemniłam jego gest. - I co potem ? Będziesz spędzał wakacje na Marsie czy może na Księżycu ?
- Wiesz, chyba jednak wybrałbym Wenus. Gorące dziewczyny, te klimaty. - puścił do mnie oczko.
- No tak, jak mogłoby być inaczej. - zaśmiałam się.
- A tak na serio to chciałbym zostać pilotem. Od małego interesowałem się, jak mają ci którzy mogą wzbić się ponad chmury.
- Sama kiedyś myślałam o zrobieniu licencji na pilota i może na wakacjach się w końcu za to zabiorę o ile nie zmienię planów.
- Mogę cię kiedyś zabrać na przejażdżkę, jeśli chcesz ?
- No pewnie, tylko poczekaj aż wyjdę ze szpitala, będę ci cały czas o tym ględzić. Przy mnie trzeba liczyć się ze słowami, bo każde słowo mogę wykorzystać przeciwko tobie. - zaśmiałam się.
- Nie ma sprawy. Jak już coś powiem to staram się dotrzymać słowa.
- No to się cieszę. - posłałam mu szeroki uśmiech. - Masz może jakieś hobby ?
- Hmm.. nie wiem czy to hobby, ale lubię grać w kosza. Raz czy dwa razy w tygodniu spotykam się z kolegami na jednym z rzeszowskich boisk i gramy aż w końcu ktoś nas stamtąd wyrzuci. - puścił mi oczko. On chyba nad tym nie panuje, ale mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie uwielbiam jak to robi. Jest wtedy taki uwodzicielski. Hahaha. Oj Weronika, Weronika, już całkowicie ci się przewraca w głowie.
- Uwielbiam koszykówkę. - powiedziałam z entuzjazmem w głosie.
- Naprawdę ? To muszę cię kiedyś zabrać. Pokażesz swoje umiejętności. - pokiwał głową, przyznając, że to bardzo dobry pomysł.
- O nie, mogę ewentualnie popatrzeć jak wy gracie.
- Za późno. Jak tylko zrobi się cieplej przedstawię cię moim kolegom i razem z nimi zagramy. 
- Mikołaj, ale ja nie umiem grać ! To znaczy kilka razy grałam i spodobało mi się to, ale do perfekcji mi jeszcze daleko.
- Przekonamy się na boisku. - uśmiechnął się, marszcząc kąciki wokół ciemnych brązowych oczu.
- Ale ty jesteś uparty. - chociaż i tak cię lubię - dokończyłam w myślach. On coraz bardziej mi się podoba, ale pewnie jestem jedną ze stu innych, którym wpadł w oko. Dziwię się, że taki ktoś jak on nie ma dziewczyny i na dodatek zaprząta sobie głowę takim kimś jak ja. Chyba, że ukrywa coś przede mną, a może chce mnie w sobie rozkochać, a potem porzucić ? Niee, to niemożliwe. W ogóle, o czym ty myślisz ? Zajmij się maturą, a nie jakieś romanse ci w głowie. - szybko siebie skarciłam, powracając myślami do rozmowy.
- Grasz na jakimś instrumencie ? - przerwał moje bezsensowne myślenie.
- Nie, ale wiele raz chciałam się nauczyć gry na gitarze. A ty ?
- Też nie.
- Szkoda, mężczyźni, którzy grają na gitarze czy perkusji są jeszcze bardziej pociągający. - co ja wygaduję ?!
- Tak ? Nie wiedziałem. W takim razie będę musiał to zmienić.
- To z miłą chęcią pouczę się razem z tobą, chyba że masz coś przeciwko ? - Weronika ? To ty ?
- Nie, oczywiście, że nie. Może razem lepiej nam to wyjdzie ? - w jego oczach zatańczyły radośnie małe iskierki.
- Na pewno. - spojrzałam na niego radośnie.

Na naszej rozmowie spędziliśmy prawie całą noc. Ani się obejrzeliśmy, a było przed 5 rano. Otworzyłam szeroko oczy nie mogąc wyjść ze zdumienia. Nie spodziewałam się, że aż tak nas ona pochłonie, Mikołaj również, co można było wyczytać z jego zaskoczonej mimiki twarzy. Ponownie się do mnie zwrócił, dziękując mi za miłą rozmowę i całując mnie delikatnie w policzek, a następnie wyszedł z sali. Pozostał mi po nim jedynie zapach orzeźwiających perfum, które sprawiały, że mogłam go chociaż na kilka minut dłużej przy sobie zachować. Szczerze mówiąc, to pomimo godziny, nie chciałam, żeby odchodził. Pragnęłam, żeby został, położył się przy mnie, obejmując mnie swoim silnym ramieniem, i razem ze mną zanurzył się w krainie pełnej ciszy i spokoju. Coraz bardziej się do niego przywiązywałam. W jego obecności czułam się tak bezpiecznie. Mikołaj dodawał mi siły i wiary w lepsze jutro. Jestem pewna, że przy nim nauczę się żyć chwilą, nie myśląc o tym co było i o tym co będzie. Zatopić się w teraźniejszości, zapominając o bólu i smutku. Miałam wrażenie, jakby los, stawiając Mikołaja na mojej drodze, chciał za to wszystko odpokutować. Nie wiem czy to tylko moje wyobrażenia, czy naprawdę tak było, ale nie chciałam się już w to zagłębiać, a jedynie usnąć i na chwilę ukoić ból zmęczonym powiekom..



______________________________________

Przepraszam, że taki krótki.
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam.
Przepraszam, ale rozdziały będą dodawane niesystematycznie.
Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam.

Dziękuję, że ze mną jesteście. ;*

poniedziałek, 4 marca 2013


siedem.


Ta kobieta. Ta kobieta, co ją spotkałam w parku. Ona to wszystko widziała. Widziała jak Marek mnie śledzi, a potem atakuje. Widziała jak mężczyzna pisze list, który później znajduje się w moich rękach. Widziała jak on popełnia samobójstwo. Ona to wszystko widziała. Do tej pory pamiętam jej wzrok. Czułam jak, z każdym odtworzonym wydarzeniem, przepełnia ją coraz większy strach. Tylko nie rozumiem dlaczego mi tego wszystkiego nie powiedziała. Mogłam tego wszystkiego uniknąć. A może po prostu bała się, że jej nie uwierzę, że uznam ją za osobę chorą, niespełna rozumu. Już sama nie wiem co o tym myśleć, ale w sumie cieszę się, że to wszystko tak się skończyło. Pewnie niektórzy zapytaliby się, dlaczego tak postąpiłam. Dlaczego przyjęłam wszystko z takim spokojem i dlaczego mu wybaczyłam. Odpowiedziałabym im wtedy, że inaczej nie potrafiłam. Nie chciałam, żeby nawet po śmierci czuł się samotny i niechciany. Chciałam, żeby chociaż raz doświadczył miłości i przebaczenia. Tak, postąpił źle, ale przecież każdy zasługuje na drugą szansę, szansę, dzięki której człowiek może się stać kimś o wiele lepszym, kimś kto byłby całkowitym przeciwieństwem osoby, która zrobiła zły krok, którego teraz z pewnością by nie postawiła. Pragnęłam jedynie, żeby Marek poczuł jak to jest być zrozumianym i kochanym. Chciałam, żeby chociaż raz ktoś pozwolił mu dać zacząć wszystko od nowa z czystą kartą. Gdybym znalazła się na jego miejscu, właśnie tego bym najbardziej pragnęła, dlatego cieszę się, że mogłam mu to podarować. Mam nadzieję, że świat, który teraz na niego czeka obdaruje go prawdziwą miłością, która nigdy się nie skończy.
Podeszłam do okna i spojrzałam w niebo. „Powodzenia, Marku. Od teraz nie będziesz już sam”. Uśmiechnęłam się w stronę ciemnej przestrzeni wypełnionej małymi iskierkami. „Wierzę w to, a ty jesteś tego pewny”. Ostatni raz wyjrzałam przez okno i wróciłam do łóżka. Zakryłam się kołdrą po samą szyję i zamknęłam oczy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że już jest po wszystkim. Poczułam się jakby cały ból i wszystkie zmartwienia nagle odeszły. Mogłam w końcu nabrać w usta pełny haust powietrza. Już niczym się nie przejmowałam, chciałam jedynie stamtąd wyjść. Wrócić do domu i zasnąć we własnym, ciepłym łóżeczku, któro teraz stoi sobie samotnie w ciemnym pokoju na parterze. Ale niestety, muszę tutaj jeszcze trochę poleżeć. Najgorsze jest to, że matura się zbliża a mnie nie ma w szkole. Nie lubię nadrabiać zaległości po zbyt długiej nieobecności. Wolałabym być w szkole i siedzieć na lekcjach niż leżeć tutaj, a potem tracić czas na przepisywanie sterty zeszytów. No, ale cóż. Nic nie zmienię. Na dodatek jutro są Mikołajki, a mój prezent dla rodziców, Mai i Łukasza został w domu. Będę musiała je im wręczyć dopiero po wyjściu. Jestem ciekawa czy oni będą pamiętać. Muszę przyznać, że nie tylko uwielbiam komuś kupować prezenty, lecz również lubię jak sama jestem nimi obdarowywana. Wiem, trochę nieskromnie, ale chyba każdy cieszy się na widok nawet małej niespodzianki.
 Mikołaj. I tu zaczynają się schody. Mam nadzieję, że nie kryje za sobą mrocznej przeszłości. Wydaje się być miły i troskliwy, a na dodatek bardzo przystojny, co już nie jest przypuszczeniem, wręcz przeciwnie – stwierdzeniem. A te jego oczy, chyba się w nich zakochałam. „Weronika, uspokój się” sama siebie skarciłam. Przewróciłam się na prawy bok i, starając się nie myśleć o chłopaku, po chwili zasnęłam.

Rano obudziły mnie czyjeś szepty, które z każdym kolejnym wypowiadanym słowem stawały się coraz głośniejsze. Otworzyłam oczy i lekko przeciągnęłam się na łóżku. Rany już tak bardzo nie bolały, ale wciąż czułam się, jakby zaraz miały pęknąć. Spojrzałam na moich gości. Mama, tata i Łukasz. Rodzice stali po mojej prawej stronie, a Łukasz po lewej. Wszyscy wpatrywali się we mnie.
- Cześć. A co to za zbiorowisko ? – zapytałam, uśmiechając się do nich.
- Cześć, córciu. – przywitała mnie mama, całując delikatnie w czoło.
- Po prostu przyszliśmy Cię odwiedzić. Zaraz powinna dojść do nas również Maja. – odpowiedział na moje pytanie mój przyjaciel.
- To miło z waszej strony. Dziękuję, że cały czas przy mnie jesteście. Nie wiem co ja bym bez was zrobiła.
- To Mikołajowi powinnaś podziękować. – uświadomił mnie mój kochany przyjaciel.
Już miałam mu coś odpowiedzieć, gdy do sali weszła Majka.
- Dzień dobry. Cześć Weronika. Cieszę się, że już czujesz się lepiej. I przepraszam, że wcześniej cię nie odwiedziłam, ale nie było mnie przez ostatnie kilka dni w domu. – przywitała wszystkich szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry. – odpowiedzieli równocześnie moi rodzice i również obdarzyli ją tym samym gestem.
- Cześć. Nic nie szkodzi. Cieszę się, że wpadłaś. – uniosłam kąciki ust do góry. – To opowiadajcie. Co u was słychać ? – zapytałam.
- Wszystko w porządku, ale najpierw niespodzianka. – mówiąc to tato lekko klasnął w dłonie.
Patrzyłam jak mama wyciąga ze swojej czarnej torebki małe kremowe pudełeczko. ‘A jednak pamiętali’.
- Proszę. – złapałam prezent i delikatnie go otworzyłam. Moim oczom ukazał się srebrny pierścionek z czarnym, dużym oczkiem, taki jaki chciałam sobie ostatnio kupić, gdy byłam z mamą na zakupach. Musiała zapamiętać, kiedy jej o nim mówiłam.
- Dziękuję bardzo. – uścisnęłam obojga rodziców.
- No to teraz my. – powiedział Łukasz, a ja się uśmiechnęłam.
Majka wyciągnęła papierową torebkę w żółte kwiaty i wręczyła mi ją. Ze środka wyciągnęłam białą luźną koszulkę na ramiączka z azteckim wzorkiem, którą pewnie sama zrobiła. Ona uwielbia tworzyć, podobnie jak ja, ale ona robi to znacznie lepiej, a ja dopiero się uczę. Z resztą, chodzę do niej na ‘korepetycje’. Swoje ubrania już prawie wszystkie przerobiła, a jeśli jeszcze tego nie zrobiła, to z pewnością niedługo to zrobi. Ona nie potrafi wytrwać dnia bez stworzenia czegoś nowego. Raz, kiedy nie miała już ciuchów do przerabiania, wyciągnęła mnie do second-hand’ów i wypełniła braki swojej garderoby. Pamiętam, że w drodze powrotnej zajrzałam na chwilę do niej, a ona od razu zabrała się za różne przeróbki i poprawki. Koszulkę, którą wtedy stworzyła do tej pory uczę się jak zrobić, ale wciąż mi to nie wychodzi, a jej zajęło to niespełna pół godziny. Podziwiam ją za to.  Maja jest nie tylko dziewczyną Łukasza, ale moją przyjaciółką. Jeśli chodzi o zakupy to tylko z nią, no i oczywiście z moją mamą. Ona zawsze pomoże mi wybrać coś modnego i zarazem wygodnego. Cieszę się, że mam ich wszystkich przy sobie. Nie dałabym sobie bez nich rady.
Z opakowania wyciągnęłam również breloczek w kształcie żółtej kaczki. Pewnie Łukasz wybierał. On uwielbia kupować coś śmiesznego i do każdego prezentu doczepić coś śmiesznego.
- A to do kluczyków od nowego samochodu. – wytłumaczył przyjaciel.
No tak. Miesiąc temu zdałam testy na prawo jazdy, a z racji tego, że urodziny mam dopiero 25 grudnia, dokumenty dostanę dopiero pod koniec tego miesiąca.
- Tylko najpierw trzeba mieć ten samochód. Prawda tato ?  – uśmiechnęłam się, spoglądając na rodziców. Byłam ciekawa jak na to zareagują, bo domyślałam się, że moje marzenie o własnym samochodziku, zostanie spełnione. Kilka razy złapałam ich jak przeglądali witrynę z samochodami, a gdy tylko weszłam do pomieszczenia szybko ją zamykali i zaczynali rozmawiać o czymś innym.
- No tak, ale jak na razie to będziesz mogła go przyczepić do kluczyków starego samochodu. Chyba, że uzbierałaś wystarczająco pieniędzy na kupno nowego. - starał się, żeby nie powiedzieć czegoś, co ujawniło by ich niespodziankę.
- Weronika, za to co uzbierała, mogłaby co najwyżej starego malucha sobie kupić. – Łukasz musiał się odezwać.
- Odezwał się najbogatszy z tutaj zgromadzonych. – odgryzłam się mu.
- Dobra, dobra. Koniec tej jakże miłej rozmowy. Zostawmy Weronikę w spokoju. Musi odpocząć. - powiedziała mama.
- Jeśli chcecie to możecie jeszcze zostać. Przecież dopiero wstałam.
- Później zajrzymy. – odpowiedział tato. – A właśnie, zjadłaś to co kazałem przekazać Mikołajowi ?
- Tato, ja bym nie zjadła ? – zapytałam z ironią w głosie. – Możesz mi przynieść jeszcze raz to samo. Nie zaprotestuję. – uśmiechnęłam się.
- Dobrze, to do zobaczenia później. – ponownie mnie przytulili, lecz tym razem na pożegnanie i wyszli z sali, zostawiając mnie z przyjaciółmi.
- Dziękuję wam za tak wspaniały prezent.
- Nie ma za co. – odpowiedział Łukasz. – Dobra, my lecimy.
- Trzymaj się Weronika i wracaj szybko do zdrowia. – oboje mnie ucałowali i ruszyli w stronę drzwi.
Znowu zostałam sama. Odłożyłam na szafkę prezenty i udałam się do toalety. Gdy wróciłam, przy łóżku stała taca z obiadem. Ułożyłam się wygodnie i sięgnęłam po nią. Nie przepadam za szpitalnym jedzeniem, ale jak się jest głodnym to wszystko się zje. Po skończonym posiłku zabrałam się za czytanie przyniesionej przez Mikołaja książki. Po spędzeniu nad lekturą kilku godzin, postanowiłam odwiedzić Jasia. Zabrałam ze sobą czekoladę, którą dostałam w prezencie od Łukasza i Mai. Wyszłam na korytarz i skręciłam do jego pokoju. Lecz go nie zastałam. Udałam się, więc do pań pielęgniarek po długopis i kawałek kartki, na której napisałam krótkie ‘Wszystkiego najlepszego, Jasiu. J i, wracając do siebie, położyłam ją wraz z czekoladą na stoliku przy jego łóżku. Kolejny raz tego dnia sięgnęłam po książkę, ale tym razem zdążyłam przeczytać zaledwie kilka stron, gdy dopadł mnie sen.

Poczułam jak ktoś delikatnie całuje mnie w czoło. Otworzyłam oczy i przed sobą ujrzałam Mikołaja.
- Witaj. – uśmiechnął się. – Przepraszam, że cię obudziłem.
- Nic nie szkodzi. – odwzajemniłam jego gest. – Co tutaj robisz o tej porze ?
- Mam dla ciebie niespodziankę. – patrzyłam na niego z zaciekawieniem.
Chłopak wyciągnął z czarnej, skórzanej torby przez ramię okrągłe, bordowe pudełko przewiązane czarną wstążką. ‘Moje ulubione kolory. Skąd on wiedział ?’. Sięgnęłam po nie.
- Proszę. Otwórz. – cały czas się uśmiechał.
Rozwiązałam kokardkę i uniosłam wieczko. Na mojej twarzy pojawiło się rozbawienie. W pudełku były moje ulubione kinder niespodzianki.
- Skąd wiedziałeś ? – zapytałam.
- Łukasz mi powiedział. – puścił mi oczko.
- Nie musiałeś tego robić. Ja dla ciebie nic nie mam. – spojrzałam na niego.
- Mi wystarczy to, że miałem okazję cię poznać. – ponownie przymknął jedno oko.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się do niego i rozłożyłam ręce tak, żeby go przytulić. Zatopiłam się w jego uścisku. Chciałam, żeby ta chwila się nigdy nie kończyła. W jego ramionach czułam się tak bezpiecznie. Gdy w końcu poluźniłam swój uścisk, nasze twarze znalazły się zaledwie kilka centymetrów od siebie. Spojrzałam w jego oczy, a następnie na usta. Ponownie wróciłam wzrokiem na brązowe tęczówki. Wpatrywał się we mnie tym swoim pociągającym wzrokiem, a jego usta wypełniał nieznaczny uśmiech. Zaczął powoli się do mnie zbliżać, wciąż na mnie spoglądając. Czułam jak serce zaczyna mi coraz szybciej bić.




__________________________________

Cześć :)

Bardzo przepraszam za tak długą przerwę z mojej strony, 
ale przez ostatnie kilka dni nie byłam w stanie nic wymyślić.
Moja wyobraźnia zrobiła sobie wolne. 
Nie potrafiłam się na niczym skupić.
Postaram się, żeby to się już nie powtórzyło.
A teraz życzę miłego czytania i pozdrawiam. ;*

lenka.

sobota, 16 lutego 2013


sześć.



Ciało mężczyzny przybrało ciemnego odcienia fioletu. Jedynie na dłoniach można było ujrzeć inną barwę, głównie dzięki czerwonym śladom na nich wymalowanym. Czerwone linie kreślące półokręgi wypełnione małymi gwiazdkami rozrysowane były na spodnich częściach jego rąk. Po jednym na każdej. Jednak nie były one tak samo wymalowane.  Na lewej dłoni krawędzie gwiazdy równomiernie przylegały do półokręgu, natomiast na prawej cały obrazek był lekko pochylony i nieco rozciągnięty, jakby chylił się ku upadkowi. A żaden z wierzchołków figury nie stykał się z półokręgiem.
Policja zrobiła wiele zdjęć, zarówno bezwładnemu ciału, jak i dziwnym obrazom na rękach. W kieszeni kurtki, oprócz listu, znaleziono również dowód, kluczyki od mieszkania oraz małe, wyblakłe zdjęcie, przedstawiające mężczyznę i śpiącą w swoim łóżku Weronikę. Samobójca nazywał się Marek Donel i miał 27 lat. Miał na sobie stare, podarte dżinsy, brudną koszulkę na krótki rękaw i skórzaną kurtkę. Na stopach miał jedynie szare skarpetki i jednego z pary brązowych szmacianych butów, bo drugiego zapewne porwała woda. Policja zabrała ciało mężczyzny i od razy po przyjeździe do szpitala przeprowadzono sekcję zwłok. Musieli oni mieć stu procentową pewność, że było to samobójstwo i, że nie były w to zamieszane tzw. osoby trzecie. Analiza potwierdziła jedynie tezę. Lecz wciąż nie wiedzieli, co oznaczają czerwone ślady na dłoniach. Już następnego dnia rano do mieszkania mężczyzny wparowało dziesięciu funkcjonariuszy policji. Dom był jednak pusty. Wyglądał, jakby nikt go od wielu lat nie zamieszkiwał. Składał się z pięciu pokoi. Jednak nie było tam żadnych mebli. Jedynie podłoga największego z nich pokryta była starym dywanem o zgniłej barwie zieleni. A przy jednej ze ścian stał szary materac, na którym rozpościerał się czerwony koc. Uwagę policjantów przykuła biała ściana, która pokryta była różnymi fotografiami. Jakby sen Weroniki, jednak na zdjęciach nie widniała jedynie postać dziewczyny, lecz również sylwetka kogoś całkiem innego. Fotografie Weroniki wszystkie były kolorowe, natomiast pozostałe przyjmowały biało-czarną barwę. Widać było, że były zrobione o wiele wcześniej od tych o różnych barwach. Przy ścianie leżał aparat, na którym nie było jednak żadnych zdjęć. Policja, po przeszukaniu mieszkania i zabezpieczeniu najważniejszych rzeczy, postanowiła przesłuchać sąsiadów, zamieszkujących okolicę. Niczego się nie dowiedzieli, ponieważ mieszkańcy tej okolicy nawet nie wiedzieli, że ktoś przebywa w tym domu. Nikt nigdy wcześniej nie widział tego mężczyzny. Ta cała sytuacja stawała się coraz bardziej zawiła i niedostępna.

*z perspektywy Weroniki*

Obudziłam się, ale mamy już nie było. Poczułam tylko ten sam drażniący dotyk, co wczorajszego popołudnia. Spod kołdry wyciągnęłam dwie koperty. W jednej znajdował się list, który zdążyłam już przeczytać. Natomiast drugą kopertę pierwszy raz widziałam na oczy. Przybierała błękitny kolor, a na jej wierzchu widniał czarny napis ‘Dziękuję i przepraszam.’ Weronika ostrożnie otworzyła kopertę, tak żeby jej nie uszkodzić. Wyciągnęłam białą kartkę poskładaną w mały prostokąt, lecz nie rozłożyła jej. Siedziała i wpatrywała się w nią. Bała się tego co może z niej przeczytać. Z jednej strony chciała się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi i zakończyć tą sprawę raz na zawsze, ale z drugiej na myśl o ostatnich zdarzeniach przechodził ją nieprzyjemny dreszcz. Nie chciała, żeby emocje znowu wróciły i, żeby bez walki im się poddała. Po kilku minutach, szybkim ruchem otworzyła list i zaczęła go czytać. Tak jak w pierwszym liście na samym początku ujrzała dwa słowa skierowane bezpośrednio do niej.

Kocham Cię.

Weroniko, tym razem mam pewność, że ten list trafi do Twoich rąk. Cieszę się z tego powodu, ponieważ muszę Ci to wszystko wyjaśnić. Poprzedni list sam Ci wręczyłem, gdy słodko spałaś na łóżku szpitalnym. Tak, wiem, pisałem w nim, że niepotrzebnie go piszę, bo pewnie i tak nie trafi do Twoich kruchych rąk, ale sprawy potoczyły się tak, że jednak mogłaś go przeczytać. Tym razem poprosiłem o to jednego z pacjentów, który od razu się zgodził. Miał taki uśmiechnięty wyraz twarzy, a w jego oczach skakały małe iskierki. Cieszył się, że w końcu może się do czegoś przydać. Długo z nim rozmawiałem. Gdybym został Tutaj dłużej na pewno byśmy się zaprzyjaźnili. Na koniec przypomniałem mu, że ma Ci dostarczyć tą kopertę 4 grudnia, czyli dzisiaj, z samego rana, tak żeby nikt nie widział, a w szczególności Ty. Wytłumaczyłem mu, że to ma być niespodzianka, a on nie zadawał więcej pytań. Pożegnałem się  z nim i wyszedłem z budynku.
Pewnie zastanawiasz się, kim ja w ogóle jestem. W końcu nadszedł czas, że mogę się przedstawić. Mam na imię Marek, jestem kilka lat starszy od Ciebie i pierwszy raz ujrzałem Cię, gdy siedziałaś na ławce w parku i wpatrywałaś się w ciemne niebo pełne małych, świecących gwiazdek. W uszach miałaś słuchawki i wraz z kolejną piosenką bujałaś się do innego rytmu, w zależności od lecącej melodii. Następnego dnia postanowiłem również udać się w tamto miejsce, z nadzieją, że Cię tam zobaczę, ale nie przyszłaś. Pomyślałem, że było to tylko jednorazowe spotkanie, ale myliłem się znowu się pojawiłaś. Przychodziłem tam codziennie o tej samej porze i przyglądałem Ci się z uwagą, ale Ty tylko raz na mnie spojrzałaś. Pewnie nawet mnie nie zauważyłaś, ale to mi nie przeszkadzało. Wciąż mogłem na Ciebie patrzeć i to było dla mnie największą nagrodą. Potem postanowiłem, że pójdę za Tobą, ten jeden jedyny raz, ale na tym razie się nie skończyło. Kupiłem aparat i zacząłem Ci robić zdjęcia. Każde nowe wywoływałem i przyklejałem na ścianie. Obecnie jest cała pokryta Tobą. Wiem, byłem wariatem i bardzo chciałbym Cię za to przeprosić, ale inaczej nie potrafiłem. Myślisz sobie, że mogłem po prostu zagadać, ale nie stać mnie było na tak odważny krok. Wolałem zostać w ukryciu. Jednak muszę Ci się do czegoś przyznać. Zdradziłem Cię. Tylko raz, ale zrobiłem to i nie potrafię z tym dłużej żyć.
To było tego dnia, gdy byłem pewny, że Cię już nigdy nie zobaczę. Siedziałem w parku i wciąż czekałem na Twoje przyjście. Było już późno i wtedy zobaczyłem Ją. Miała długie czarne włosy sięgające jej bioder. Jej oczy były tak błękitne, jakby były odzwierciedleniem przejrzystego morza. Usta miała czerwone, jak truskawki i pewnie tak też smakowały. Wyciągnąłem telefon i zrobiłem jej zdjęcie, a potem następne i jeszcze jedno. Nie mogłem przestać. Następnego dnia szybko pobiegłem je wywołać. Jako pierwsze zajęły miejsce na mojej ścianie. Wieczorem ponownie udałem się do parku i znowu Cię ujrzałem. Byłaś jeszcze piękniejsza. Po powrocie do domu zerwałem wszystkie zdjęcia i wrzuciłem je do kosza. Usiadłem na materacu i wpatrywałem się w sufit. ‘Nie, nie mogę tego zrobić. Nie mogę  tak po prostu ich wyrzucić.’ pomyślałem. Wstałem i zrobiłem biało-czarne odbitki. Chciałem wyróżnić je od pozostałych Twoich zdjęć, które niedługo zajęły miejsce obok tych dwukolorowych.
Przepraszam za ten jeden mały wybryk, mam nadzieję, że mi wybaczysz i zapomnisz o tym małym incydencie.
Policja pewnie będzie pytać, co oznaczają tatuaże na moich dłoniach. Znak na lewej dłoni odzwierciedla Ciebie, czyli istotę poukładaną, pewną swych racji, mającą wszystko co jest bezcenne, kochaną rodzinę, przyjaciół, ciepły dom i serce, które potrafi kochać nad życie i bić nieskończenie wiele razy. Natomiast obraz na prawej ręce przedstawia moją postać. Postać, która jest przeciwieństwem Ciebie, ale jest jedna rzecz, która nas do siebie upodabnia – miłość.
Piszę, że Cię kocham, a zadałem Ci tyle bólu. Wiem, to chore. Tak, ja jestem chory. Jednak mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze kiedyś. I przepraszam za to, że musiałaś przez to wszystko przechodzić. Ale wiem, że miałaś przy sobie bliskich, którzy pomogli Ci przez to przebrnąć. Nie to co ja. Jestem nikim. Nie mam nikogo przy sobie. Jedynie dzięki Tobie udało mi się tyle przeżyć. Przepraszam, że w taki sposób to kończę, ale nie potrafię inaczej. To wszystko mnie przerosło. Już nic mi nie pozostało na tym świecie. Lepiej będzie jak odejdę i już nigdy więcej nie będziesz musiała przeze mnie cierpieć. Żegnam Cię Weroniko i..

Kocham Cię.

Nie wytrzymałam. Łzy same uwolniły się spod moich zaciśniętych powiek. Głowa zaczęła mi pulsować, a ręce drżeć. Nie potrafiłam być zła na tego człowieka. Ból jaki mi zadał jest niczym w porównaniu do bólu jaki on musiał znosić każdego dnia. Mimo tego bardzo dobrze sobie radzić. Nie użalał się nad sobą, starał się normalnie żyć, ale w końcu nie wytrzymał i musiał z tym skończyć, tylko dlaczego akurat w taki sposób. Na jedną osobę jestem tylko zła, na siebie, że go wcześniej nie zauważyłam, że nie podeszłam, nie porozmawiałam z nim. Ten jeden ruch mógł wszystko zmienić. Te ostatnie wydarzenia.. po prostu mogłoby ich nie być. Zakończenie byłoby całkiem inne. Gdybym mogła cofnąć czas. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Być może zaprzyjaźnilibyśmy się. Byłabym przy nim, nie zostawiłabym go. Nie pozwoliłabym mu na ten ostatni skok. Ale teraz już jest za późno. Nic nie mogę zmienić. Mam jedynie nadzieję, że teraz jest tam gdzie jego marzenia się spełnią i znajdzie kogoś kto pokocha go równie mocno jak on pokochał mnie.
- Cześć. Przeszkadzam ? – zapytał lekko zachrypniętym głosem Mikołaj.
- Hej. Oczywiście, że nie. – odpowiedziałam, kierując w jego stronę cień uśmiechu.
- Płakałaś ?
- Nie, coś wpadło mi do oka.
- Przecież widzę. Co się stało ?
- Dostałam list od tego mężczyzny.
- Ale on nie żyje. – ujrzałam pytający wyraz twarzy.
- Tak, wiem, ale on był tutaj, w szpitalu, jeszcze przed swoją śmiercią i kazał przekazać mi tą kopertę. – wręczyłam chłopakowi niebieski papier. – Proszę, przeczytaj.
Mikołaj chwycił i wyciągnął z koperty biały list. Zaczął czytać. Jego tęczówki skakały z linijki na linijkę. Gdy skończył, jeszcze przez chwilę trzymał w dłoni gładki papier. Czekałam aż coś powie, ale nie odezwał się. Sama nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Musisz powiadomić o tym policję. – stwierdził.
- Tak, wiem, ale mógłbyś ty do nich zadzwonić ? Bo ja chyba nie jestem w stanie to zrobić.
- Dobrze. Zaraz ich poinformuję. – wstał i wyszedł z sali.
Odprowadziłam go wzrokiem aż zniknął na korytarzu. Dopiero teraz zauważyłam, że jego sylwetka jest lekko wysportowana, co jeszcze bardziej podkreślają szerokie ramiona. Ma ciemną karnację i czarne włosy, a jego brązowe oczy działają na mnie tak uspokajająco, że czasami nie potrafię oderwać się od patrzenia w nie. A na twarzy ma lekki zarost, który tym razem jest o wiele ciemniejszy. Dłonie ma delikatne i zadbane z długimi, szczupłymi palcami. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, nie miałam do tego głowy, ale teraz muszę przyznać, że jest bardzo pociągający.
- Policja już wie. – usłyszałam głos Mikołaja, wchodzącego do pomieszczenia, i lekko się zarumieniłam. - Powiedzieli, że niedługo przyjadą i zabiorą list jako dowód jego samobójstwa. – dokończył.
- Dziękuję, że zrobiłeś to za mnie i dziękuję za to, że jesteś tutaj cały czas zemną. Nie wiem jak ja Ci się odwdzięczę za te wszystkie godziny, które wysiedziałeś przy moim łóżku. Za to, że się o mnie troszczyłeś i podtrzymywałeś na duchu. W sumie to Ty najczęściej mnie odwiedzałeś. Jestem Ci bardzo wdzięczna za to, że jesteś. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Nie ma sprawy. Dla mnie to była przyjemność dotrzymywać towarzystwa tak pięknej damie. – puścił do mnie oczko. Zauważyłam, że bardzo często tak robi, pewnie to taki tik, którego nie może się pozbyć. – A jeśli chodzi o nagrodę to już mam pewien pomysł. Tylko musisz najpierw wyjść ze szpitala. – Ponownie to zrobił, ale coraz bardziej zaczynało mi się to podobać. Zauważyłam, że nie robi tego z rysującym się na twarzy cwaniactwem, lecz ze szczerym uśmiechem, którym mnie zarażał.
Mam się bać ? – zaśmiałam się.
- Może trochę. – też się zaśmiał. – Niestety muszę już iść, ale jutro na pewno wpadnę, obiecuję. – pochylił się nade mną i dał mi buziaka w policzek. Nie spodziewałam się. Nigdy wcześniej nie żegnał się tak ze mną. Uśmiechnęłam się tylko w jego stronę i po chwili straciłam go z zasięgu wzroku.
Zostałam sama i nie wiedziałam co mam robić. Nie miałam już najmniejszej ochoty leżeć w jednym pomieszczeniu. Postanowiłam znaleźć pokój, w którym leży moja mama. Powoli wstałam, ubrałam moje kremowe kapcie i podeszłam do drzwi. Wychyliłam lekko głowę, by sprawdzić czy nie ma na korytarzu znajomego lekarza, który zaraz kazałby mi wrócić do łóżka. Na szczęście go nie było. Ruszyłam wzdłuż korytarza zaglądając do każdych drzwi po kolei, ale w żadnych nie znalazłam swojej mamy. Postanowiłam wrócić do pokoju i zacząć czytać książkę, którą przekazał mi tato. Gdy już dochodziłam do drzwi z numerem 23, za którymi znajdował się mój pokój, usłyszałam cichy płacz dochodzący z jednego z pomieszczeń. Postanowiłam tam zajrzeć. Podeszłam do łóżka, na którym leżał mały chłopczyk.
- Dlaczego płaczesz ? Co się stało ? – on tylko na mnie spojrzał i ponownie z jego oczu zaczęły lecieć łzy. – Jestem Weronika, a ty ?
- Ja.. Jaś.
- Miło mi cię poznać, Jasiu. Może mi powiedzieć dlaczego płaczesz ? – spróbowałam jeszcze raz. – Obiecuję, że nikomu nie powiem. – nieznacznie się do niego uśmiechnęłam na znak, że może mi zaufać.
- Bo ja nie mogę zasnąć, gdy ten pan tam stoi i się tak na mnie patrzy. – wskazał palcem na pustą ścianę.
- A powiedz mi, jak ten pan wygląda ?
- No on ma taką dużą biała koszulkę i dżinsy.
- Mówił coś do ciebie ?
- Nie, tylko tak patrzy. Nie widzisz go, prawda ? Nikt go nie widzi, tylko ja.
- Widzę go, o t.. – załamałam głos. Do tej pory dziwne rzeczy, które miały miejsce w moim życiu znalazły swoje wytłumaczenie, ale tym razem wątpię, żeby to coś miało racjonalne rozwiązanie. To był on. Ten mężczyzna, który mnie zaatakował, ale co on tutaj robi, przecież on nie żyje. Zrobiło mi się słabo. Przecież to nie jest możliwe. – tam. – dokończyłam. – Co ty tutaj robisz ? – tym razem zwróciłam się do Marka. – Jak się tutaj znalazłeś ? Przecież, przecież ty nie.. ciebie już nie ma. – zrobiło mi się słabo.
- Wiem i cieszę się z tego powodu, ale chciałem ostatni raz cię zobaczyć i proszę, chociaż raz dostałem to czego chciałem. Przepraszam, że w takich okolicznościach to musi przybiegać, ale inaczej się nie dało.
- Ale dlaczego nękasz tego małego chłopczyka ? Przez ciebie nie może zasnąć.
- Przepraszam cię, Jasiu, ale dzięki tobie mogłem porozmawiać z tą piękną kobietą. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe ? – uśmiechnął się do chłopca.
- Nie mam. – Jaś odwzajemnił jego gest, ocierając z łez policzek.
- Obiecuję ci, że niedługo wyzdrowiejesz i będziesz mógł wrócić do swojego domu i rodziców.
- Dziękuję. – powiedział chłopczyk. W jego oczach na chwilę pojawiły się małe, tańczące iskierki.
- Weroniko, jestem tutaj, nie tylko dlatego, żeby ostatni raz ciebie zobaczyć, lecz, żeby usłyszeć twój głos. Mam nadzieję, że rozumiesz moje zachowanie i nie potępiasz mnie za to. Pewnie myślisz, że mogłem po prostu zagadać, ale to nie było takie proste. Nawet teraz z trudem przychodzą mi słowa. Dobrze, że mężczyzna, którego poznałem w szpitalu, potrafił porozumiewać się językiem migowym, bo inaczej nie dogadalibyśmy się. Tak, byłem głuchoniemy, ale teraz już mogę wszystko.
- Ale to nie oznacza, że tak musiało się to skończyć. Na pewno bym cię nie odtrąciła, gdybyś do mnie podszedł. To wszystko mogło potoczyć się całkowicie inaczej, ale dobrze, to była twoja decyzja i nie, nie potępiam cię. Mam nadzieję, że teraz jest ci tam dobrze. Ciszę się, że widzę cię tutaj teraz z uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję ci Weroniko, za wszystko, a ty mały trzymaj się i szybko wracaj do zdrowia. – ostatni raz na niego spojrzałam. W jego oczach tętniło życie. Nowe życie, które tym razem przyniesie mu o wiele więcej szczęścia niż to na ziemi.
- Żegnaj Marku.
- Pa pa. – powiedział chłopczyk i szeroko się do niego uśmiechnął. Ja również uczyniłam ten sam gest. Razem z Jasiem patrzyliśmy na sylwetkę mężczyzny, która po chwili rozpłynęła się w powietrzu.


________________________________________

Cześć ; )
Oto kolejny rozdział, już szósty. 
Chciałabym Wam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze, 
które podnoszą mnie na duchu oraz za tak częste odwiedzanie mojego bloga. 
Mam nadzieję, że zostaniecie zemną do końca. ;*

Chciałabym Was zaprosić na nową stronę na facebook'u, którą niedawno założyłam. 
Będę tam Was informować o pojawieniu się nowych rozdziałów, 
co powinno Wam trochę ułatwić życie. :P 
Mam nadzieję, że polubicie i będziecie na bieżąco.
Everything starts with a dream - facebook :)

Życzę miłego czytania. : )

lenka.

sobota, 9 lutego 2013


pięć.


Poczułam podmuch gorąca zza pleców. Obróciłam lekko głowę, żeby zobaczyć co to takiego. Ujrzałam moje skrzydła, po których coraz bardziej rozpościerał się ogień. Każdy na nowo narodzony płomyk powodował zamianę moich piór w proch, który z lekkością leciał w stronę ziemi. Ja również zaczęłam się do niej zbliżać. Moje ciało z każdym pokonanym dystansem w powietrzu przybierało coraz większej prędkości. Krzyczałam. Chciałam się jak najszybciej obudzić, ale jak na złość nie potrafiłam tego uczynić. Nie wiedziałam co mam robić, a ziemia zbliżała się coraz szybciej. Dzieliło mnie zaledwie kilkadziesiąt metrów, gdy poczułam jak ktoś szarpie moje ramię.
- Weronika, obudź się ! – uczucie spadania nagle zniknęło. W moich uszach słychać było jedynie głos Mikołaja. Otworzyłam szybko oczy i ujrzałam go, jak siedzi koło mojego łóżka i z troską wpatruje się w moje oczy.
- Musimy mu pomóc. – wydusiłam z siebie. – Zadzwoń po policję, ja nie mogę jego tak zostawić. On chce się zabić ! – ostatnie słowa wykrzyczałam w stronę chłopaka, który siedział i starał się opanować mój niepokój.
- Weronika, spokojnie. To był tylko sen. – powiedział ze spokojem w głosie.
- To nie był tylko sen. To wszystko dzieje się naprawdę. Zadzwoń po policję ! – krzyczałam, ale do niego nic nie docierało. Nie rozumiał, że ktoś zaraz straci życie albo już stracił. Wiem, ten mężczyzna mnie zaatakował, ale to nie znaczy, że musi w taki sposób za to płacić. On nie może. Nie mogłabym na to pozwolić. Nawet jemu.
- Proszę, uwierz mi i wezwij policję. To bardzo ważne. – powiedziałam, ale tym razem w moim głosie brakowało zdenerwowania i gniewu. – Proszę..
Mikołaj wyciągnął telefon i bez słowa wykręcił numer.
- Proszę. – podał mi słuchawkę.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Po drugiej stronie usłyszałam kobiecy głos. Miał w sobie coś uspokajającego. Od razu poinformowałam o próbie samobójstwa na zamkowym moście. Nie wiem dlaczego akurat ten most podałam, ale miałam przeczucie, że to właśnie tam się on znajdował. Kobieta uważnie mnie wysłuchała i natychmiast wysłała w to miejsce samochody policyjne. Odetchnęłam z ulgą i rozłączyłam się. Jednak mój spokój został przerwany przez myśli, które chciały wiedzieć czy mężczyzna wciąż żyje. „Dlaczego ja to robię ? Przecież on chciał mnie zabić. Przez niego teraz tutaj leżę i nie mogę zapomnieć o tamtym wieczorze, kiedy zadał mi ciosy, po których zostaną ślady do końca życia. A może on nie jest taki zły ? Może jest chorym człowiekiem, który nie ma wśród bliskich żadnego oparcia. Który szukał dla siebie kogoś kto będzie przy nim, ale nie udało mu się tej osoby znaleźć ? Może tamten sen ze zdjęciami.. może to był jakiś znak ? Może to była jedynie zapowiedź tego co się stało ? Boże, dlaczego to jest takie skomplikowane ?”. Dopiero teraz poczułam jak coś ostrego podrażnia moje ciało. Spojrzałam pod kołdrę. Na łóżku leżał list. Ten sam, który niedawno czytałam. ‘Ale jak ? Jak on się tutaj znalazł ? Przecież to niemożliwe ?!’. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Mikołaja.
- Weronika, co się dzieje ? – zapytał lekko zszokowany całą sytuacją.
- To wszystko jest takie zagmatwane. Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Chciałabym zasnąć i obudzić się nie pamiętając tego wszystkiego co się wydarzyło. Mikołaj.. dziękuję ci, że jesteś tutaj ze mną. Sama bym sobie z tym nie poradziła i przepraszam, że wcześniej się tak uniosłam. Po prostu te wszystkie emocje przez ten cały czas się we mnie kumulowały, aż w końcu wybuchnęłam.
- Nic się nie dzieje. – zapewnił mnie. – Czyli mam rozumieć, że mogę tutaj jeszcze chwilę zostać ? - uśmiechnął się.
- Tak, jeśli możesz. A poza tym zgłodniałam trochę. – uśmiechnęłam się lekko w jego stronę.
- A właśnie, twój tato przekazał mi torbę z jedzeniem dla ciebie. Był tutaj wcześniej ale spałaś, a on nie chciał cię budzić. Przyniósł jakieś owoce, coś słodkiego i jakąś książkę. Mówił, że uwielbiasz czytać, więc zabrał jedną z twojego pokoju.
- To dobrze, że o tym pomyślał, bo nie zapowiada się na moje szybkie wyjście ze szpitala. – zrobiłam kwaśną minę. Nienawidzę szpitali, pomimo tego, że  wcześniej ani razu nie musiałam w nich zostawać. Kojarzą mi się jedynie z czymś smutnym i nieprzyjemnym. – Dobra, daj tą reklamówkę. – wyciągnęłam rękę i złapałam za przedmiot. W środku znajdowały się pomarańcze, które o tej porze roku były najsmaczniejsze, banany, jakieś czekoladki i moja ulubiona książka, którą już kilka razy czytałam, ale nie zaszkodzi przeczytać ją jeszcze raz. Pewnie i tak nie ostatni. Opowiada historię napisaną przez Nicholasa Sparksa, a jej tytuł to ‘Pamiętnik’.
- Częstuj się. – powiedziałam do Mikołaja wyciągając w jego stronę rękę z pomarańczą.
- Ja podziękuję, ale ty jedz. Musisz wrócić do formy.
Po sali rozeszło się pukanie do drzwi. Od razu zwróciliśmy nasz wzrok w stronę osoby stojącej w progu pomieszczenia.
- Cześć mała. Martwiłem się. – usłyszałam głos przyjaciela. – Dlaczego mi nic powiedziałaś ?
- Cześć. – uśmiechnęłam się. – Nie miałam jak, a poza tym ostatnie dwa dni prawie całe przespałam.
- Przepraszam, że wtedy z tobą nie poszedłem. Gdybym cię odprowadził teraz byś tutaj nie leżała. – spojrzał na mnie i zauważyłam, że jego oczy się zaszkliły.
- Nie obwiniaj się. To nie jest niczyja wina. Stało się i najwyraźniej tak miało być. Nie masz co się zadręczać. Poza tym to ja nie chciałam, żebyś mnie odprowadzał.
- Ale.. – nie zdążył nic powiedzieć, bo mu przerwałam.
- Nie ma żadnego ale. I skończmy ten temat. A właśnie, poznaj Mikołaja. To on mi pomógł.
Chłopcy podali sobie dłonie.

*z perspektywy policjantki*

Po odebraniu tego dziwnego telefonu, w mojej głowie zapanował chaos. Początkowo myślałam, że ktoś sobie po prostu żartuje, ale gdy tak przysłuchiwałam się głosowi w słuchawce, stopniowo zaczęłam wierzyć w słowa kierowane do mnie. Postanowiłam wysłać tam jednostkę, by sprawdziła czy taka sytuacja mogła zaistnieć. Sama również się z nimi zabrałam. Gdy dotarliśmy na miejsce szybko wysiedliśmy z samochodu i biegiem udaliśmy się ku barierkom wyznaczonego mostu. Spojrzałam w dół, ale niczego nie znalazłam. Jedynie wodę spływającą po ścianach zapory.
- Tutaj ! – usłyszałam za plecami głos kolegi z pracy.
Obejrzałam się do tyłu i zauważyłam, że stoi przy brzegu rzeki. Pobiegłam w tamtą stronę, a za mną udali się inni z naszej jednostki. Gdy znalazłam się na tyle blisko, ujrzałam ciało mężczyzny, które bezwładnie było unoszone przez prąd rzeki. ‘Nie zdążyliśmy.’ pomyślałam. Chłopcy wezwali straż, która wyłowiła ciało, jak się okazało, mężczyzny w wieku około 25 lat, wysokiego o ciemnych blond włosach. Miał on w kieszeni kurtki list zaadresowany do jakiejś Weroniki. ‘Zaraz, zaraz. To imię tej dziewczyny, która powiadomiła mnie o tym zdarzeniu. I to ona, również, została dwa dni temu potraktowana nożem. Skąd ona wiedziała, że takie coś będzie miało w ogóle miejsce ? Przecież jest w szpitalu i wątpię, żeby mogła z niego wychodzić. Będę musiała się z nią jak najszybciej skontaktować.’ pomyślałam. Postanowiłam wrócić na komendę, zostawiając moich kolegów, którzy zajęli się zabezpieczeniem miejsca wypadku. Miałam zamiar od razu zadzwonić na numer, z którego dzwoniła dziewczyna. Gdy dotarłam na miejsce, wykręciłam wybrany numer i czekałam aż ktoś odbierze. Po drugiej stronie usłyszałam męski głos. Zapytałam czy mogłabym rozmawiać z Weroniką Gander. Mężczyzna od razu przekazał słuchawkę.
- Dzień dobry, czy to pani dzisiaj zgłaszała próbę samobójstwa na zamkowym moście ? – zadałam pytanie, znając już odpowiedź.
- Tak, to ja. I co z nim ? Zdążyliście ? – zapytała z niepokojem w głosie.
- Niestety, gdy przyjechaliśmy na miejsce mężczyzna już nie żył. Mogłabym się z panią jeszcze dzisiaj spotkać ? Mam kilka pytań, na które musi pani odpowiedzieć.
- Dobrze, ale musi pani przyjechać do szpitala na krakowskiej.
- Wiem, prowadzimy śledztwo w pani sprawie. Postaram się być za jakieś 30 minut.
- Dobrze, do widzenia. – rozłączyła się.
Postanowiłam powiadomić o moim spotkaniu resztę załogi, a następnie udać się do dziewczyny.

*z perspektywy Weroniki*

Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Mikołaj poszedł jakieś 10 minut temu do domu, a Łukasz postanowił zajrzeć do mojej mamy. Dawno się z nią widziałam. Mam nadzieję, że już czuje się lepiej i niedługo będzie mogła do mnie zajrzeć. Gdybym mogła to sama bym do niej poszła, ale lekarz zabronił mi się ruszać z łóżka. Mam jedynie pozwolenie na wyjścia do toalety, a przecież już dobrze się czuję. Ból jaki odczuwałam do niedawna stopniowo mija. Jedynie w głowie od czasu do czasu mi się kręci, ale to chyba z tego zdenerwowania. Chociaż ostatnio to nawet i to mi przeszło. Dużo śpię, a to działa na mnie lepiej niż jakieś leki, które przyjmuję zaraz po śniadaniu. Panie pielęgniarki bardzo się o mnie troszczą. Początkowo myślałam, że nie wytrzymam tu ani chwili dłużej, ale teraz już się trochę przyzwyczaiłam. Oczywiście, chciałabym już wrócić do domu, bo kto by nie chciał na moim miejscu, ale poza tym jest dobrze. Z rozmyślań wyrwał mnie kobiecy, ale stanowczy głos. Ujrzałam przed sobą młodą kobietę w wieku około 30 lat. Miała ciemne rude włosy i była nieco przy kości. Ubrana była w szaro-granatowy mundur, a na nogach miała czarne buty na małym obcasie. Przywitała mnie uśmiechem i usiadła na krześle z prawej strony mojego łóżka.
- Dzień dobry, jestem Joanna Kroń i to ja dzisiaj do pani dzwoniłam, żeby umówić się na spotkanie.
- Dzień dobry. Rozumiem, co chciałaby pani wiedzieć, przecież już złożyłam wszystkie zeznania w sprawie wypadku.
- Tak, wiem, ale tym razem chodzi o to skąd pani wiedziała o dzisiejszej próbie samobójstwa ? – zapytała, a ja na chwilę wstrzymałam oddech. Powoli spod kołdry wyciągnęłam białą kartkę papieru i wręczyłam ją kobiecie. Obdarzyła mnie pytającym wzrokiem, a następnie zaczęła go czytać. Jej twarz nie przedstawiała żadnych emocji. Jakby te wszystkie słowa nie robiły na niej żadnego wrażenia. A może już przyzwyczaiła się do tego typu informacji ? Pewnie wiele razy się z tym spotkała i teraz wszystko wydaje jej się normalne.
- Skąd pani ma ten list ? Nie widzę tutaj żadnego nadawcy. – no i świetnie, co mam jej powiedzieć ? Przyśnił mi się i wraz z moim obudzeniem, on też się ‘obudził’ ?
- Nie wiem, gdy się obudziłam on już tu leżał. – patrzyłam wyczekująco na panią policjant, która wyciągnęła z kieszeni folię, w której znajdowała się mokra kartka papieru. Otworzyła ostrożnie opakowanie i wyjęła ją ze środka. Delikatnie rozłożyła i zwróciła w moją stronę. Kolejny raz wstrzymałam oddech. Ujrzałam przed sobą ten sam list, który przed chwilą czytała kobieta. I co teraz ? Co mam jej powiedzieć ? Jak wyjaśnić ? Przecież sama nie wiem co to wszystko znaczy i dlaczego akurat na mnie musiało trafić. Zwróciłam wzrok ku jej twarzy.
- Czy znała pani tego mężczyznę ?
- Ale ja już mówiłam, że nie. Nigdy wcześniej go nie widziałam, a teraz okazuje się, że on znał mnie na wylot i na dodatek kochał. Myśli pani, że jest mi z tym wszystkim tak łatwo ? – uniosłam nieco ton.  Gdybym mogła to wszystko wyjaśnić to od razu bym to zrobiła. A tak, to sama nie wiem co się dzieje. Nie wiem co o tym myśleć. To wszystko mnie przerasta. – mówiłam stopniowo ściszając głos, a z moich oczu zaczęły lecieć łzy, których nie potrafiłam zatrzymać.
- Dobrze, dziękuję, że zgodziła się pani ze mną spotkać i przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób panią uraziłam.
- Nie, to ja przepraszam. - wypowiedziałam te słowa, tak, żeby tylko ona mogła je usłyszeć, pomimo tego, że nikogo, oprócz nas, nie było w pomieszczeniu.
Kobieta spojrzała na mnie z troską w oczach i wyszła z pokoju. Odwróciłam się w stronę okna i spoglądając przez nie zaczęłam wycierać mokre od łez policzki. Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia i kładzie się koło mnie. Od razu poznałam znajomy zapach moich ulubionych perfum. Mama objęłam mnie swoim ramieniem, a następnie zaczęła gładzić moje włosy. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w jej cichy oddech...