poniedziałek, 4 marca 2013


siedem.


Ta kobieta. Ta kobieta, co ją spotkałam w parku. Ona to wszystko widziała. Widziała jak Marek mnie śledzi, a potem atakuje. Widziała jak mężczyzna pisze list, który później znajduje się w moich rękach. Widziała jak on popełnia samobójstwo. Ona to wszystko widziała. Do tej pory pamiętam jej wzrok. Czułam jak, z każdym odtworzonym wydarzeniem, przepełnia ją coraz większy strach. Tylko nie rozumiem dlaczego mi tego wszystkiego nie powiedziała. Mogłam tego wszystkiego uniknąć. A może po prostu bała się, że jej nie uwierzę, że uznam ją za osobę chorą, niespełna rozumu. Już sama nie wiem co o tym myśleć, ale w sumie cieszę się, że to wszystko tak się skończyło. Pewnie niektórzy zapytaliby się, dlaczego tak postąpiłam. Dlaczego przyjęłam wszystko z takim spokojem i dlaczego mu wybaczyłam. Odpowiedziałabym im wtedy, że inaczej nie potrafiłam. Nie chciałam, żeby nawet po śmierci czuł się samotny i niechciany. Chciałam, żeby chociaż raz doświadczył miłości i przebaczenia. Tak, postąpił źle, ale przecież każdy zasługuje na drugą szansę, szansę, dzięki której człowiek może się stać kimś o wiele lepszym, kimś kto byłby całkowitym przeciwieństwem osoby, która zrobiła zły krok, którego teraz z pewnością by nie postawiła. Pragnęłam jedynie, żeby Marek poczuł jak to jest być zrozumianym i kochanym. Chciałam, żeby chociaż raz ktoś pozwolił mu dać zacząć wszystko od nowa z czystą kartą. Gdybym znalazła się na jego miejscu, właśnie tego bym najbardziej pragnęła, dlatego cieszę się, że mogłam mu to podarować. Mam nadzieję, że świat, który teraz na niego czeka obdaruje go prawdziwą miłością, która nigdy się nie skończy.
Podeszłam do okna i spojrzałam w niebo. „Powodzenia, Marku. Od teraz nie będziesz już sam”. Uśmiechnęłam się w stronę ciemnej przestrzeni wypełnionej małymi iskierkami. „Wierzę w to, a ty jesteś tego pewny”. Ostatni raz wyjrzałam przez okno i wróciłam do łóżka. Zakryłam się kołdrą po samą szyję i zamknęłam oczy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że już jest po wszystkim. Poczułam się jakby cały ból i wszystkie zmartwienia nagle odeszły. Mogłam w końcu nabrać w usta pełny haust powietrza. Już niczym się nie przejmowałam, chciałam jedynie stamtąd wyjść. Wrócić do domu i zasnąć we własnym, ciepłym łóżeczku, któro teraz stoi sobie samotnie w ciemnym pokoju na parterze. Ale niestety, muszę tutaj jeszcze trochę poleżeć. Najgorsze jest to, że matura się zbliża a mnie nie ma w szkole. Nie lubię nadrabiać zaległości po zbyt długiej nieobecności. Wolałabym być w szkole i siedzieć na lekcjach niż leżeć tutaj, a potem tracić czas na przepisywanie sterty zeszytów. No, ale cóż. Nic nie zmienię. Na dodatek jutro są Mikołajki, a mój prezent dla rodziców, Mai i Łukasza został w domu. Będę musiała je im wręczyć dopiero po wyjściu. Jestem ciekawa czy oni będą pamiętać. Muszę przyznać, że nie tylko uwielbiam komuś kupować prezenty, lecz również lubię jak sama jestem nimi obdarowywana. Wiem, trochę nieskromnie, ale chyba każdy cieszy się na widok nawet małej niespodzianki.
 Mikołaj. I tu zaczynają się schody. Mam nadzieję, że nie kryje za sobą mrocznej przeszłości. Wydaje się być miły i troskliwy, a na dodatek bardzo przystojny, co już nie jest przypuszczeniem, wręcz przeciwnie – stwierdzeniem. A te jego oczy, chyba się w nich zakochałam. „Weronika, uspokój się” sama siebie skarciłam. Przewróciłam się na prawy bok i, starając się nie myśleć o chłopaku, po chwili zasnęłam.

Rano obudziły mnie czyjeś szepty, które z każdym kolejnym wypowiadanym słowem stawały się coraz głośniejsze. Otworzyłam oczy i lekko przeciągnęłam się na łóżku. Rany już tak bardzo nie bolały, ale wciąż czułam się, jakby zaraz miały pęknąć. Spojrzałam na moich gości. Mama, tata i Łukasz. Rodzice stali po mojej prawej stronie, a Łukasz po lewej. Wszyscy wpatrywali się we mnie.
- Cześć. A co to za zbiorowisko ? – zapytałam, uśmiechając się do nich.
- Cześć, córciu. – przywitała mnie mama, całując delikatnie w czoło.
- Po prostu przyszliśmy Cię odwiedzić. Zaraz powinna dojść do nas również Maja. – odpowiedział na moje pytanie mój przyjaciel.
- To miło z waszej strony. Dziękuję, że cały czas przy mnie jesteście. Nie wiem co ja bym bez was zrobiła.
- To Mikołajowi powinnaś podziękować. – uświadomił mnie mój kochany przyjaciel.
Już miałam mu coś odpowiedzieć, gdy do sali weszła Majka.
- Dzień dobry. Cześć Weronika. Cieszę się, że już czujesz się lepiej. I przepraszam, że wcześniej cię nie odwiedziłam, ale nie było mnie przez ostatnie kilka dni w domu. – przywitała wszystkich szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry. – odpowiedzieli równocześnie moi rodzice i również obdarzyli ją tym samym gestem.
- Cześć. Nic nie szkodzi. Cieszę się, że wpadłaś. – uniosłam kąciki ust do góry. – To opowiadajcie. Co u was słychać ? – zapytałam.
- Wszystko w porządku, ale najpierw niespodzianka. – mówiąc to tato lekko klasnął w dłonie.
Patrzyłam jak mama wyciąga ze swojej czarnej torebki małe kremowe pudełeczko. ‘A jednak pamiętali’.
- Proszę. – złapałam prezent i delikatnie go otworzyłam. Moim oczom ukazał się srebrny pierścionek z czarnym, dużym oczkiem, taki jaki chciałam sobie ostatnio kupić, gdy byłam z mamą na zakupach. Musiała zapamiętać, kiedy jej o nim mówiłam.
- Dziękuję bardzo. – uścisnęłam obojga rodziców.
- No to teraz my. – powiedział Łukasz, a ja się uśmiechnęłam.
Majka wyciągnęła papierową torebkę w żółte kwiaty i wręczyła mi ją. Ze środka wyciągnęłam białą luźną koszulkę na ramiączka z azteckim wzorkiem, którą pewnie sama zrobiła. Ona uwielbia tworzyć, podobnie jak ja, ale ona robi to znacznie lepiej, a ja dopiero się uczę. Z resztą, chodzę do niej na ‘korepetycje’. Swoje ubrania już prawie wszystkie przerobiła, a jeśli jeszcze tego nie zrobiła, to z pewnością niedługo to zrobi. Ona nie potrafi wytrwać dnia bez stworzenia czegoś nowego. Raz, kiedy nie miała już ciuchów do przerabiania, wyciągnęła mnie do second-hand’ów i wypełniła braki swojej garderoby. Pamiętam, że w drodze powrotnej zajrzałam na chwilę do niej, a ona od razu zabrała się za różne przeróbki i poprawki. Koszulkę, którą wtedy stworzyła do tej pory uczę się jak zrobić, ale wciąż mi to nie wychodzi, a jej zajęło to niespełna pół godziny. Podziwiam ją za to.  Maja jest nie tylko dziewczyną Łukasza, ale moją przyjaciółką. Jeśli chodzi o zakupy to tylko z nią, no i oczywiście z moją mamą. Ona zawsze pomoże mi wybrać coś modnego i zarazem wygodnego. Cieszę się, że mam ich wszystkich przy sobie. Nie dałabym sobie bez nich rady.
Z opakowania wyciągnęłam również breloczek w kształcie żółtej kaczki. Pewnie Łukasz wybierał. On uwielbia kupować coś śmiesznego i do każdego prezentu doczepić coś śmiesznego.
- A to do kluczyków od nowego samochodu. – wytłumaczył przyjaciel.
No tak. Miesiąc temu zdałam testy na prawo jazdy, a z racji tego, że urodziny mam dopiero 25 grudnia, dokumenty dostanę dopiero pod koniec tego miesiąca.
- Tylko najpierw trzeba mieć ten samochód. Prawda tato ?  – uśmiechnęłam się, spoglądając na rodziców. Byłam ciekawa jak na to zareagują, bo domyślałam się, że moje marzenie o własnym samochodziku, zostanie spełnione. Kilka razy złapałam ich jak przeglądali witrynę z samochodami, a gdy tylko weszłam do pomieszczenia szybko ją zamykali i zaczynali rozmawiać o czymś innym.
- No tak, ale jak na razie to będziesz mogła go przyczepić do kluczyków starego samochodu. Chyba, że uzbierałaś wystarczająco pieniędzy na kupno nowego. - starał się, żeby nie powiedzieć czegoś, co ujawniło by ich niespodziankę.
- Weronika, za to co uzbierała, mogłaby co najwyżej starego malucha sobie kupić. – Łukasz musiał się odezwać.
- Odezwał się najbogatszy z tutaj zgromadzonych. – odgryzłam się mu.
- Dobra, dobra. Koniec tej jakże miłej rozmowy. Zostawmy Weronikę w spokoju. Musi odpocząć. - powiedziała mama.
- Jeśli chcecie to możecie jeszcze zostać. Przecież dopiero wstałam.
- Później zajrzymy. – odpowiedział tato. – A właśnie, zjadłaś to co kazałem przekazać Mikołajowi ?
- Tato, ja bym nie zjadła ? – zapytałam z ironią w głosie. – Możesz mi przynieść jeszcze raz to samo. Nie zaprotestuję. – uśmiechnęłam się.
- Dobrze, to do zobaczenia później. – ponownie mnie przytulili, lecz tym razem na pożegnanie i wyszli z sali, zostawiając mnie z przyjaciółmi.
- Dziękuję wam za tak wspaniały prezent.
- Nie ma za co. – odpowiedział Łukasz. – Dobra, my lecimy.
- Trzymaj się Weronika i wracaj szybko do zdrowia. – oboje mnie ucałowali i ruszyli w stronę drzwi.
Znowu zostałam sama. Odłożyłam na szafkę prezenty i udałam się do toalety. Gdy wróciłam, przy łóżku stała taca z obiadem. Ułożyłam się wygodnie i sięgnęłam po nią. Nie przepadam za szpitalnym jedzeniem, ale jak się jest głodnym to wszystko się zje. Po skończonym posiłku zabrałam się za czytanie przyniesionej przez Mikołaja książki. Po spędzeniu nad lekturą kilku godzin, postanowiłam odwiedzić Jasia. Zabrałam ze sobą czekoladę, którą dostałam w prezencie od Łukasza i Mai. Wyszłam na korytarz i skręciłam do jego pokoju. Lecz go nie zastałam. Udałam się, więc do pań pielęgniarek po długopis i kawałek kartki, na której napisałam krótkie ‘Wszystkiego najlepszego, Jasiu. J i, wracając do siebie, położyłam ją wraz z czekoladą na stoliku przy jego łóżku. Kolejny raz tego dnia sięgnęłam po książkę, ale tym razem zdążyłam przeczytać zaledwie kilka stron, gdy dopadł mnie sen.

Poczułam jak ktoś delikatnie całuje mnie w czoło. Otworzyłam oczy i przed sobą ujrzałam Mikołaja.
- Witaj. – uśmiechnął się. – Przepraszam, że cię obudziłem.
- Nic nie szkodzi. – odwzajemniłam jego gest. – Co tutaj robisz o tej porze ?
- Mam dla ciebie niespodziankę. – patrzyłam na niego z zaciekawieniem.
Chłopak wyciągnął z czarnej, skórzanej torby przez ramię okrągłe, bordowe pudełko przewiązane czarną wstążką. ‘Moje ulubione kolory. Skąd on wiedział ?’. Sięgnęłam po nie.
- Proszę. Otwórz. – cały czas się uśmiechał.
Rozwiązałam kokardkę i uniosłam wieczko. Na mojej twarzy pojawiło się rozbawienie. W pudełku były moje ulubione kinder niespodzianki.
- Skąd wiedziałeś ? – zapytałam.
- Łukasz mi powiedział. – puścił mi oczko.
- Nie musiałeś tego robić. Ja dla ciebie nic nie mam. – spojrzałam na niego.
- Mi wystarczy to, że miałem okazję cię poznać. – ponownie przymknął jedno oko.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się do niego i rozłożyłam ręce tak, żeby go przytulić. Zatopiłam się w jego uścisku. Chciałam, żeby ta chwila się nigdy nie kończyła. W jego ramionach czułam się tak bezpiecznie. Gdy w końcu poluźniłam swój uścisk, nasze twarze znalazły się zaledwie kilka centymetrów od siebie. Spojrzałam w jego oczy, a następnie na usta. Ponownie wróciłam wzrokiem na brązowe tęczówki. Wpatrywał się we mnie tym swoim pociągającym wzrokiem, a jego usta wypełniał nieznaczny uśmiech. Zaczął powoli się do mnie zbliżać, wciąż na mnie spoglądając. Czułam jak serce zaczyna mi coraz szybciej bić.




__________________________________

Cześć :)

Bardzo przepraszam za tak długą przerwę z mojej strony, 
ale przez ostatnie kilka dni nie byłam w stanie nic wymyślić.
Moja wyobraźnia zrobiła sobie wolne. 
Nie potrafiłam się na niczym skupić.
Postaram się, żeby to się już nie powtórzyło.
A teraz życzę miłego czytania i pozdrawiam. ;*

lenka.