sobota, 16 lutego 2013


sześć.



Ciało mężczyzny przybrało ciemnego odcienia fioletu. Jedynie na dłoniach można było ujrzeć inną barwę, głównie dzięki czerwonym śladom na nich wymalowanym. Czerwone linie kreślące półokręgi wypełnione małymi gwiazdkami rozrysowane były na spodnich częściach jego rąk. Po jednym na każdej. Jednak nie były one tak samo wymalowane.  Na lewej dłoni krawędzie gwiazdy równomiernie przylegały do półokręgu, natomiast na prawej cały obrazek był lekko pochylony i nieco rozciągnięty, jakby chylił się ku upadkowi. A żaden z wierzchołków figury nie stykał się z półokręgiem.
Policja zrobiła wiele zdjęć, zarówno bezwładnemu ciału, jak i dziwnym obrazom na rękach. W kieszeni kurtki, oprócz listu, znaleziono również dowód, kluczyki od mieszkania oraz małe, wyblakłe zdjęcie, przedstawiające mężczyznę i śpiącą w swoim łóżku Weronikę. Samobójca nazywał się Marek Donel i miał 27 lat. Miał na sobie stare, podarte dżinsy, brudną koszulkę na krótki rękaw i skórzaną kurtkę. Na stopach miał jedynie szare skarpetki i jednego z pary brązowych szmacianych butów, bo drugiego zapewne porwała woda. Policja zabrała ciało mężczyzny i od razy po przyjeździe do szpitala przeprowadzono sekcję zwłok. Musieli oni mieć stu procentową pewność, że było to samobójstwo i, że nie były w to zamieszane tzw. osoby trzecie. Analiza potwierdziła jedynie tezę. Lecz wciąż nie wiedzieli, co oznaczają czerwone ślady na dłoniach. Już następnego dnia rano do mieszkania mężczyzny wparowało dziesięciu funkcjonariuszy policji. Dom był jednak pusty. Wyglądał, jakby nikt go od wielu lat nie zamieszkiwał. Składał się z pięciu pokoi. Jednak nie było tam żadnych mebli. Jedynie podłoga największego z nich pokryta była starym dywanem o zgniłej barwie zieleni. A przy jednej ze ścian stał szary materac, na którym rozpościerał się czerwony koc. Uwagę policjantów przykuła biała ściana, która pokryta była różnymi fotografiami. Jakby sen Weroniki, jednak na zdjęciach nie widniała jedynie postać dziewczyny, lecz również sylwetka kogoś całkiem innego. Fotografie Weroniki wszystkie były kolorowe, natomiast pozostałe przyjmowały biało-czarną barwę. Widać było, że były zrobione o wiele wcześniej od tych o różnych barwach. Przy ścianie leżał aparat, na którym nie było jednak żadnych zdjęć. Policja, po przeszukaniu mieszkania i zabezpieczeniu najważniejszych rzeczy, postanowiła przesłuchać sąsiadów, zamieszkujących okolicę. Niczego się nie dowiedzieli, ponieważ mieszkańcy tej okolicy nawet nie wiedzieli, że ktoś przebywa w tym domu. Nikt nigdy wcześniej nie widział tego mężczyzny. Ta cała sytuacja stawała się coraz bardziej zawiła i niedostępna.

*z perspektywy Weroniki*

Obudziłam się, ale mamy już nie było. Poczułam tylko ten sam drażniący dotyk, co wczorajszego popołudnia. Spod kołdry wyciągnęłam dwie koperty. W jednej znajdował się list, który zdążyłam już przeczytać. Natomiast drugą kopertę pierwszy raz widziałam na oczy. Przybierała błękitny kolor, a na jej wierzchu widniał czarny napis ‘Dziękuję i przepraszam.’ Weronika ostrożnie otworzyła kopertę, tak żeby jej nie uszkodzić. Wyciągnęłam białą kartkę poskładaną w mały prostokąt, lecz nie rozłożyła jej. Siedziała i wpatrywała się w nią. Bała się tego co może z niej przeczytać. Z jednej strony chciała się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi i zakończyć tą sprawę raz na zawsze, ale z drugiej na myśl o ostatnich zdarzeniach przechodził ją nieprzyjemny dreszcz. Nie chciała, żeby emocje znowu wróciły i, żeby bez walki im się poddała. Po kilku minutach, szybkim ruchem otworzyła list i zaczęła go czytać. Tak jak w pierwszym liście na samym początku ujrzała dwa słowa skierowane bezpośrednio do niej.

Kocham Cię.

Weroniko, tym razem mam pewność, że ten list trafi do Twoich rąk. Cieszę się z tego powodu, ponieważ muszę Ci to wszystko wyjaśnić. Poprzedni list sam Ci wręczyłem, gdy słodko spałaś na łóżku szpitalnym. Tak, wiem, pisałem w nim, że niepotrzebnie go piszę, bo pewnie i tak nie trafi do Twoich kruchych rąk, ale sprawy potoczyły się tak, że jednak mogłaś go przeczytać. Tym razem poprosiłem o to jednego z pacjentów, który od razu się zgodził. Miał taki uśmiechnięty wyraz twarzy, a w jego oczach skakały małe iskierki. Cieszył się, że w końcu może się do czegoś przydać. Długo z nim rozmawiałem. Gdybym został Tutaj dłużej na pewno byśmy się zaprzyjaźnili. Na koniec przypomniałem mu, że ma Ci dostarczyć tą kopertę 4 grudnia, czyli dzisiaj, z samego rana, tak żeby nikt nie widział, a w szczególności Ty. Wytłumaczyłem mu, że to ma być niespodzianka, a on nie zadawał więcej pytań. Pożegnałem się  z nim i wyszedłem z budynku.
Pewnie zastanawiasz się, kim ja w ogóle jestem. W końcu nadszedł czas, że mogę się przedstawić. Mam na imię Marek, jestem kilka lat starszy od Ciebie i pierwszy raz ujrzałem Cię, gdy siedziałaś na ławce w parku i wpatrywałaś się w ciemne niebo pełne małych, świecących gwiazdek. W uszach miałaś słuchawki i wraz z kolejną piosenką bujałaś się do innego rytmu, w zależności od lecącej melodii. Następnego dnia postanowiłem również udać się w tamto miejsce, z nadzieją, że Cię tam zobaczę, ale nie przyszłaś. Pomyślałem, że było to tylko jednorazowe spotkanie, ale myliłem się znowu się pojawiłaś. Przychodziłem tam codziennie o tej samej porze i przyglądałem Ci się z uwagą, ale Ty tylko raz na mnie spojrzałaś. Pewnie nawet mnie nie zauważyłaś, ale to mi nie przeszkadzało. Wciąż mogłem na Ciebie patrzeć i to było dla mnie największą nagrodą. Potem postanowiłem, że pójdę za Tobą, ten jeden jedyny raz, ale na tym razie się nie skończyło. Kupiłem aparat i zacząłem Ci robić zdjęcia. Każde nowe wywoływałem i przyklejałem na ścianie. Obecnie jest cała pokryta Tobą. Wiem, byłem wariatem i bardzo chciałbym Cię za to przeprosić, ale inaczej nie potrafiłem. Myślisz sobie, że mogłem po prostu zagadać, ale nie stać mnie było na tak odważny krok. Wolałem zostać w ukryciu. Jednak muszę Ci się do czegoś przyznać. Zdradziłem Cię. Tylko raz, ale zrobiłem to i nie potrafię z tym dłużej żyć.
To było tego dnia, gdy byłem pewny, że Cię już nigdy nie zobaczę. Siedziałem w parku i wciąż czekałem na Twoje przyjście. Było już późno i wtedy zobaczyłem Ją. Miała długie czarne włosy sięgające jej bioder. Jej oczy były tak błękitne, jakby były odzwierciedleniem przejrzystego morza. Usta miała czerwone, jak truskawki i pewnie tak też smakowały. Wyciągnąłem telefon i zrobiłem jej zdjęcie, a potem następne i jeszcze jedno. Nie mogłem przestać. Następnego dnia szybko pobiegłem je wywołać. Jako pierwsze zajęły miejsce na mojej ścianie. Wieczorem ponownie udałem się do parku i znowu Cię ujrzałem. Byłaś jeszcze piękniejsza. Po powrocie do domu zerwałem wszystkie zdjęcia i wrzuciłem je do kosza. Usiadłem na materacu i wpatrywałem się w sufit. ‘Nie, nie mogę tego zrobić. Nie mogę  tak po prostu ich wyrzucić.’ pomyślałem. Wstałem i zrobiłem biało-czarne odbitki. Chciałem wyróżnić je od pozostałych Twoich zdjęć, które niedługo zajęły miejsce obok tych dwukolorowych.
Przepraszam za ten jeden mały wybryk, mam nadzieję, że mi wybaczysz i zapomnisz o tym małym incydencie.
Policja pewnie będzie pytać, co oznaczają tatuaże na moich dłoniach. Znak na lewej dłoni odzwierciedla Ciebie, czyli istotę poukładaną, pewną swych racji, mającą wszystko co jest bezcenne, kochaną rodzinę, przyjaciół, ciepły dom i serce, które potrafi kochać nad życie i bić nieskończenie wiele razy. Natomiast obraz na prawej ręce przedstawia moją postać. Postać, która jest przeciwieństwem Ciebie, ale jest jedna rzecz, która nas do siebie upodabnia – miłość.
Piszę, że Cię kocham, a zadałem Ci tyle bólu. Wiem, to chore. Tak, ja jestem chory. Jednak mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze kiedyś. I przepraszam za to, że musiałaś przez to wszystko przechodzić. Ale wiem, że miałaś przy sobie bliskich, którzy pomogli Ci przez to przebrnąć. Nie to co ja. Jestem nikim. Nie mam nikogo przy sobie. Jedynie dzięki Tobie udało mi się tyle przeżyć. Przepraszam, że w taki sposób to kończę, ale nie potrafię inaczej. To wszystko mnie przerosło. Już nic mi nie pozostało na tym świecie. Lepiej będzie jak odejdę i już nigdy więcej nie będziesz musiała przeze mnie cierpieć. Żegnam Cię Weroniko i..

Kocham Cię.

Nie wytrzymałam. Łzy same uwolniły się spod moich zaciśniętych powiek. Głowa zaczęła mi pulsować, a ręce drżeć. Nie potrafiłam być zła na tego człowieka. Ból jaki mi zadał jest niczym w porównaniu do bólu jaki on musiał znosić każdego dnia. Mimo tego bardzo dobrze sobie radzić. Nie użalał się nad sobą, starał się normalnie żyć, ale w końcu nie wytrzymał i musiał z tym skończyć, tylko dlaczego akurat w taki sposób. Na jedną osobę jestem tylko zła, na siebie, że go wcześniej nie zauważyłam, że nie podeszłam, nie porozmawiałam z nim. Ten jeden ruch mógł wszystko zmienić. Te ostatnie wydarzenia.. po prostu mogłoby ich nie być. Zakończenie byłoby całkiem inne. Gdybym mogła cofnąć czas. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Być może zaprzyjaźnilibyśmy się. Byłabym przy nim, nie zostawiłabym go. Nie pozwoliłabym mu na ten ostatni skok. Ale teraz już jest za późno. Nic nie mogę zmienić. Mam jedynie nadzieję, że teraz jest tam gdzie jego marzenia się spełnią i znajdzie kogoś kto pokocha go równie mocno jak on pokochał mnie.
- Cześć. Przeszkadzam ? – zapytał lekko zachrypniętym głosem Mikołaj.
- Hej. Oczywiście, że nie. – odpowiedziałam, kierując w jego stronę cień uśmiechu.
- Płakałaś ?
- Nie, coś wpadło mi do oka.
- Przecież widzę. Co się stało ?
- Dostałam list od tego mężczyzny.
- Ale on nie żyje. – ujrzałam pytający wyraz twarzy.
- Tak, wiem, ale on był tutaj, w szpitalu, jeszcze przed swoją śmiercią i kazał przekazać mi tą kopertę. – wręczyłam chłopakowi niebieski papier. – Proszę, przeczytaj.
Mikołaj chwycił i wyciągnął z koperty biały list. Zaczął czytać. Jego tęczówki skakały z linijki na linijkę. Gdy skończył, jeszcze przez chwilę trzymał w dłoni gładki papier. Czekałam aż coś powie, ale nie odezwał się. Sama nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Musisz powiadomić o tym policję. – stwierdził.
- Tak, wiem, ale mógłbyś ty do nich zadzwonić ? Bo ja chyba nie jestem w stanie to zrobić.
- Dobrze. Zaraz ich poinformuję. – wstał i wyszedł z sali.
Odprowadziłam go wzrokiem aż zniknął na korytarzu. Dopiero teraz zauważyłam, że jego sylwetka jest lekko wysportowana, co jeszcze bardziej podkreślają szerokie ramiona. Ma ciemną karnację i czarne włosy, a jego brązowe oczy działają na mnie tak uspokajająco, że czasami nie potrafię oderwać się od patrzenia w nie. A na twarzy ma lekki zarost, który tym razem jest o wiele ciemniejszy. Dłonie ma delikatne i zadbane z długimi, szczupłymi palcami. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, nie miałam do tego głowy, ale teraz muszę przyznać, że jest bardzo pociągający.
- Policja już wie. – usłyszałam głos Mikołaja, wchodzącego do pomieszczenia, i lekko się zarumieniłam. - Powiedzieli, że niedługo przyjadą i zabiorą list jako dowód jego samobójstwa. – dokończył.
- Dziękuję, że zrobiłeś to za mnie i dziękuję za to, że jesteś tutaj cały czas zemną. Nie wiem jak ja Ci się odwdzięczę za te wszystkie godziny, które wysiedziałeś przy moim łóżku. Za to, że się o mnie troszczyłeś i podtrzymywałeś na duchu. W sumie to Ty najczęściej mnie odwiedzałeś. Jestem Ci bardzo wdzięczna za to, że jesteś. – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Nie ma sprawy. Dla mnie to była przyjemność dotrzymywać towarzystwa tak pięknej damie. – puścił do mnie oczko. Zauważyłam, że bardzo często tak robi, pewnie to taki tik, którego nie może się pozbyć. – A jeśli chodzi o nagrodę to już mam pewien pomysł. Tylko musisz najpierw wyjść ze szpitala. – Ponownie to zrobił, ale coraz bardziej zaczynało mi się to podobać. Zauważyłam, że nie robi tego z rysującym się na twarzy cwaniactwem, lecz ze szczerym uśmiechem, którym mnie zarażał.
Mam się bać ? – zaśmiałam się.
- Może trochę. – też się zaśmiał. – Niestety muszę już iść, ale jutro na pewno wpadnę, obiecuję. – pochylił się nade mną i dał mi buziaka w policzek. Nie spodziewałam się. Nigdy wcześniej nie żegnał się tak ze mną. Uśmiechnęłam się tylko w jego stronę i po chwili straciłam go z zasięgu wzroku.
Zostałam sama i nie wiedziałam co mam robić. Nie miałam już najmniejszej ochoty leżeć w jednym pomieszczeniu. Postanowiłam znaleźć pokój, w którym leży moja mama. Powoli wstałam, ubrałam moje kremowe kapcie i podeszłam do drzwi. Wychyliłam lekko głowę, by sprawdzić czy nie ma na korytarzu znajomego lekarza, który zaraz kazałby mi wrócić do łóżka. Na szczęście go nie było. Ruszyłam wzdłuż korytarza zaglądając do każdych drzwi po kolei, ale w żadnych nie znalazłam swojej mamy. Postanowiłam wrócić do pokoju i zacząć czytać książkę, którą przekazał mi tato. Gdy już dochodziłam do drzwi z numerem 23, za którymi znajdował się mój pokój, usłyszałam cichy płacz dochodzący z jednego z pomieszczeń. Postanowiłam tam zajrzeć. Podeszłam do łóżka, na którym leżał mały chłopczyk.
- Dlaczego płaczesz ? Co się stało ? – on tylko na mnie spojrzał i ponownie z jego oczu zaczęły lecieć łzy. – Jestem Weronika, a ty ?
- Ja.. Jaś.
- Miło mi cię poznać, Jasiu. Może mi powiedzieć dlaczego płaczesz ? – spróbowałam jeszcze raz. – Obiecuję, że nikomu nie powiem. – nieznacznie się do niego uśmiechnęłam na znak, że może mi zaufać.
- Bo ja nie mogę zasnąć, gdy ten pan tam stoi i się tak na mnie patrzy. – wskazał palcem na pustą ścianę.
- A powiedz mi, jak ten pan wygląda ?
- No on ma taką dużą biała koszulkę i dżinsy.
- Mówił coś do ciebie ?
- Nie, tylko tak patrzy. Nie widzisz go, prawda ? Nikt go nie widzi, tylko ja.
- Widzę go, o t.. – załamałam głos. Do tej pory dziwne rzeczy, które miały miejsce w moim życiu znalazły swoje wytłumaczenie, ale tym razem wątpię, żeby to coś miało racjonalne rozwiązanie. To był on. Ten mężczyzna, który mnie zaatakował, ale co on tutaj robi, przecież on nie żyje. Zrobiło mi się słabo. Przecież to nie jest możliwe. – tam. – dokończyłam. – Co ty tutaj robisz ? – tym razem zwróciłam się do Marka. – Jak się tutaj znalazłeś ? Przecież, przecież ty nie.. ciebie już nie ma. – zrobiło mi się słabo.
- Wiem i cieszę się z tego powodu, ale chciałem ostatni raz cię zobaczyć i proszę, chociaż raz dostałem to czego chciałem. Przepraszam, że w takich okolicznościach to musi przybiegać, ale inaczej się nie dało.
- Ale dlaczego nękasz tego małego chłopczyka ? Przez ciebie nie może zasnąć.
- Przepraszam cię, Jasiu, ale dzięki tobie mogłem porozmawiać z tą piękną kobietą. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe ? – uśmiechnął się do chłopca.
- Nie mam. – Jaś odwzajemnił jego gest, ocierając z łez policzek.
- Obiecuję ci, że niedługo wyzdrowiejesz i będziesz mógł wrócić do swojego domu i rodziców.
- Dziękuję. – powiedział chłopczyk. W jego oczach na chwilę pojawiły się małe, tańczące iskierki.
- Weroniko, jestem tutaj, nie tylko dlatego, żeby ostatni raz ciebie zobaczyć, lecz, żeby usłyszeć twój głos. Mam nadzieję, że rozumiesz moje zachowanie i nie potępiasz mnie za to. Pewnie myślisz, że mogłem po prostu zagadać, ale to nie było takie proste. Nawet teraz z trudem przychodzą mi słowa. Dobrze, że mężczyzna, którego poznałem w szpitalu, potrafił porozumiewać się językiem migowym, bo inaczej nie dogadalibyśmy się. Tak, byłem głuchoniemy, ale teraz już mogę wszystko.
- Ale to nie oznacza, że tak musiało się to skończyć. Na pewno bym cię nie odtrąciła, gdybyś do mnie podszedł. To wszystko mogło potoczyć się całkowicie inaczej, ale dobrze, to była twoja decyzja i nie, nie potępiam cię. Mam nadzieję, że teraz jest ci tam dobrze. Ciszę się, że widzę cię tutaj teraz z uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję ci Weroniko, za wszystko, a ty mały trzymaj się i szybko wracaj do zdrowia. – ostatni raz na niego spojrzałam. W jego oczach tętniło życie. Nowe życie, które tym razem przyniesie mu o wiele więcej szczęścia niż to na ziemi.
- Żegnaj Marku.
- Pa pa. – powiedział chłopczyk i szeroko się do niego uśmiechnął. Ja również uczyniłam ten sam gest. Razem z Jasiem patrzyliśmy na sylwetkę mężczyzny, która po chwili rozpłynęła się w powietrzu.


________________________________________

Cześć ; )
Oto kolejny rozdział, już szósty. 
Chciałabym Wam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze, 
które podnoszą mnie na duchu oraz za tak częste odwiedzanie mojego bloga. 
Mam nadzieję, że zostaniecie zemną do końca. ;*

Chciałabym Was zaprosić na nową stronę na facebook'u, którą niedawno założyłam. 
Będę tam Was informować o pojawieniu się nowych rozdziałów, 
co powinno Wam trochę ułatwić życie. :P 
Mam nadzieję, że polubicie i będziecie na bieżąco.
Everything starts with a dream - facebook :)

Życzę miłego czytania. : )

lenka.

sobota, 9 lutego 2013


pięć.


Poczułam podmuch gorąca zza pleców. Obróciłam lekko głowę, żeby zobaczyć co to takiego. Ujrzałam moje skrzydła, po których coraz bardziej rozpościerał się ogień. Każdy na nowo narodzony płomyk powodował zamianę moich piór w proch, który z lekkością leciał w stronę ziemi. Ja również zaczęłam się do niej zbliżać. Moje ciało z każdym pokonanym dystansem w powietrzu przybierało coraz większej prędkości. Krzyczałam. Chciałam się jak najszybciej obudzić, ale jak na złość nie potrafiłam tego uczynić. Nie wiedziałam co mam robić, a ziemia zbliżała się coraz szybciej. Dzieliło mnie zaledwie kilkadziesiąt metrów, gdy poczułam jak ktoś szarpie moje ramię.
- Weronika, obudź się ! – uczucie spadania nagle zniknęło. W moich uszach słychać było jedynie głos Mikołaja. Otworzyłam szybko oczy i ujrzałam go, jak siedzi koło mojego łóżka i z troską wpatruje się w moje oczy.
- Musimy mu pomóc. – wydusiłam z siebie. – Zadzwoń po policję, ja nie mogę jego tak zostawić. On chce się zabić ! – ostatnie słowa wykrzyczałam w stronę chłopaka, który siedział i starał się opanować mój niepokój.
- Weronika, spokojnie. To był tylko sen. – powiedział ze spokojem w głosie.
- To nie był tylko sen. To wszystko dzieje się naprawdę. Zadzwoń po policję ! – krzyczałam, ale do niego nic nie docierało. Nie rozumiał, że ktoś zaraz straci życie albo już stracił. Wiem, ten mężczyzna mnie zaatakował, ale to nie znaczy, że musi w taki sposób za to płacić. On nie może. Nie mogłabym na to pozwolić. Nawet jemu.
- Proszę, uwierz mi i wezwij policję. To bardzo ważne. – powiedziałam, ale tym razem w moim głosie brakowało zdenerwowania i gniewu. – Proszę..
Mikołaj wyciągnął telefon i bez słowa wykręcił numer.
- Proszę. – podał mi słuchawkę.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Po drugiej stronie usłyszałam kobiecy głos. Miał w sobie coś uspokajającego. Od razu poinformowałam o próbie samobójstwa na zamkowym moście. Nie wiem dlaczego akurat ten most podałam, ale miałam przeczucie, że to właśnie tam się on znajdował. Kobieta uważnie mnie wysłuchała i natychmiast wysłała w to miejsce samochody policyjne. Odetchnęłam z ulgą i rozłączyłam się. Jednak mój spokój został przerwany przez myśli, które chciały wiedzieć czy mężczyzna wciąż żyje. „Dlaczego ja to robię ? Przecież on chciał mnie zabić. Przez niego teraz tutaj leżę i nie mogę zapomnieć o tamtym wieczorze, kiedy zadał mi ciosy, po których zostaną ślady do końca życia. A może on nie jest taki zły ? Może jest chorym człowiekiem, który nie ma wśród bliskich żadnego oparcia. Który szukał dla siebie kogoś kto będzie przy nim, ale nie udało mu się tej osoby znaleźć ? Może tamten sen ze zdjęciami.. może to był jakiś znak ? Może to była jedynie zapowiedź tego co się stało ? Boże, dlaczego to jest takie skomplikowane ?”. Dopiero teraz poczułam jak coś ostrego podrażnia moje ciało. Spojrzałam pod kołdrę. Na łóżku leżał list. Ten sam, który niedawno czytałam. ‘Ale jak ? Jak on się tutaj znalazł ? Przecież to niemożliwe ?!’. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Mikołaja.
- Weronika, co się dzieje ? – zapytał lekko zszokowany całą sytuacją.
- To wszystko jest takie zagmatwane. Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Chciałabym zasnąć i obudzić się nie pamiętając tego wszystkiego co się wydarzyło. Mikołaj.. dziękuję ci, że jesteś tutaj ze mną. Sama bym sobie z tym nie poradziła i przepraszam, że wcześniej się tak uniosłam. Po prostu te wszystkie emocje przez ten cały czas się we mnie kumulowały, aż w końcu wybuchnęłam.
- Nic się nie dzieje. – zapewnił mnie. – Czyli mam rozumieć, że mogę tutaj jeszcze chwilę zostać ? - uśmiechnął się.
- Tak, jeśli możesz. A poza tym zgłodniałam trochę. – uśmiechnęłam się lekko w jego stronę.
- A właśnie, twój tato przekazał mi torbę z jedzeniem dla ciebie. Był tutaj wcześniej ale spałaś, a on nie chciał cię budzić. Przyniósł jakieś owoce, coś słodkiego i jakąś książkę. Mówił, że uwielbiasz czytać, więc zabrał jedną z twojego pokoju.
- To dobrze, że o tym pomyślał, bo nie zapowiada się na moje szybkie wyjście ze szpitala. – zrobiłam kwaśną minę. Nienawidzę szpitali, pomimo tego, że  wcześniej ani razu nie musiałam w nich zostawać. Kojarzą mi się jedynie z czymś smutnym i nieprzyjemnym. – Dobra, daj tą reklamówkę. – wyciągnęłam rękę i złapałam za przedmiot. W środku znajdowały się pomarańcze, które o tej porze roku były najsmaczniejsze, banany, jakieś czekoladki i moja ulubiona książka, którą już kilka razy czytałam, ale nie zaszkodzi przeczytać ją jeszcze raz. Pewnie i tak nie ostatni. Opowiada historię napisaną przez Nicholasa Sparksa, a jej tytuł to ‘Pamiętnik’.
- Częstuj się. – powiedziałam do Mikołaja wyciągając w jego stronę rękę z pomarańczą.
- Ja podziękuję, ale ty jedz. Musisz wrócić do formy.
Po sali rozeszło się pukanie do drzwi. Od razu zwróciliśmy nasz wzrok w stronę osoby stojącej w progu pomieszczenia.
- Cześć mała. Martwiłem się. – usłyszałam głos przyjaciela. – Dlaczego mi nic powiedziałaś ?
- Cześć. – uśmiechnęłam się. – Nie miałam jak, a poza tym ostatnie dwa dni prawie całe przespałam.
- Przepraszam, że wtedy z tobą nie poszedłem. Gdybym cię odprowadził teraz byś tutaj nie leżała. – spojrzał na mnie i zauważyłam, że jego oczy się zaszkliły.
- Nie obwiniaj się. To nie jest niczyja wina. Stało się i najwyraźniej tak miało być. Nie masz co się zadręczać. Poza tym to ja nie chciałam, żebyś mnie odprowadzał.
- Ale.. – nie zdążył nic powiedzieć, bo mu przerwałam.
- Nie ma żadnego ale. I skończmy ten temat. A właśnie, poznaj Mikołaja. To on mi pomógł.
Chłopcy podali sobie dłonie.

*z perspektywy policjantki*

Po odebraniu tego dziwnego telefonu, w mojej głowie zapanował chaos. Początkowo myślałam, że ktoś sobie po prostu żartuje, ale gdy tak przysłuchiwałam się głosowi w słuchawce, stopniowo zaczęłam wierzyć w słowa kierowane do mnie. Postanowiłam wysłać tam jednostkę, by sprawdziła czy taka sytuacja mogła zaistnieć. Sama również się z nimi zabrałam. Gdy dotarliśmy na miejsce szybko wysiedliśmy z samochodu i biegiem udaliśmy się ku barierkom wyznaczonego mostu. Spojrzałam w dół, ale niczego nie znalazłam. Jedynie wodę spływającą po ścianach zapory.
- Tutaj ! – usłyszałam za plecami głos kolegi z pracy.
Obejrzałam się do tyłu i zauważyłam, że stoi przy brzegu rzeki. Pobiegłam w tamtą stronę, a za mną udali się inni z naszej jednostki. Gdy znalazłam się na tyle blisko, ujrzałam ciało mężczyzny, które bezwładnie było unoszone przez prąd rzeki. ‘Nie zdążyliśmy.’ pomyślałam. Chłopcy wezwali straż, która wyłowiła ciało, jak się okazało, mężczyzny w wieku około 25 lat, wysokiego o ciemnych blond włosach. Miał on w kieszeni kurtki list zaadresowany do jakiejś Weroniki. ‘Zaraz, zaraz. To imię tej dziewczyny, która powiadomiła mnie o tym zdarzeniu. I to ona, również, została dwa dni temu potraktowana nożem. Skąd ona wiedziała, że takie coś będzie miało w ogóle miejsce ? Przecież jest w szpitalu i wątpię, żeby mogła z niego wychodzić. Będę musiała się z nią jak najszybciej skontaktować.’ pomyślałam. Postanowiłam wrócić na komendę, zostawiając moich kolegów, którzy zajęli się zabezpieczeniem miejsca wypadku. Miałam zamiar od razu zadzwonić na numer, z którego dzwoniła dziewczyna. Gdy dotarłam na miejsce, wykręciłam wybrany numer i czekałam aż ktoś odbierze. Po drugiej stronie usłyszałam męski głos. Zapytałam czy mogłabym rozmawiać z Weroniką Gander. Mężczyzna od razu przekazał słuchawkę.
- Dzień dobry, czy to pani dzisiaj zgłaszała próbę samobójstwa na zamkowym moście ? – zadałam pytanie, znając już odpowiedź.
- Tak, to ja. I co z nim ? Zdążyliście ? – zapytała z niepokojem w głosie.
- Niestety, gdy przyjechaliśmy na miejsce mężczyzna już nie żył. Mogłabym się z panią jeszcze dzisiaj spotkać ? Mam kilka pytań, na które musi pani odpowiedzieć.
- Dobrze, ale musi pani przyjechać do szpitala na krakowskiej.
- Wiem, prowadzimy śledztwo w pani sprawie. Postaram się być za jakieś 30 minut.
- Dobrze, do widzenia. – rozłączyła się.
Postanowiłam powiadomić o moim spotkaniu resztę załogi, a następnie udać się do dziewczyny.

*z perspektywy Weroniki*

Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Mikołaj poszedł jakieś 10 minut temu do domu, a Łukasz postanowił zajrzeć do mojej mamy. Dawno się z nią widziałam. Mam nadzieję, że już czuje się lepiej i niedługo będzie mogła do mnie zajrzeć. Gdybym mogła to sama bym do niej poszła, ale lekarz zabronił mi się ruszać z łóżka. Mam jedynie pozwolenie na wyjścia do toalety, a przecież już dobrze się czuję. Ból jaki odczuwałam do niedawna stopniowo mija. Jedynie w głowie od czasu do czasu mi się kręci, ale to chyba z tego zdenerwowania. Chociaż ostatnio to nawet i to mi przeszło. Dużo śpię, a to działa na mnie lepiej niż jakieś leki, które przyjmuję zaraz po śniadaniu. Panie pielęgniarki bardzo się o mnie troszczą. Początkowo myślałam, że nie wytrzymam tu ani chwili dłużej, ale teraz już się trochę przyzwyczaiłam. Oczywiście, chciałabym już wrócić do domu, bo kto by nie chciał na moim miejscu, ale poza tym jest dobrze. Z rozmyślań wyrwał mnie kobiecy, ale stanowczy głos. Ujrzałam przed sobą młodą kobietę w wieku około 30 lat. Miała ciemne rude włosy i była nieco przy kości. Ubrana była w szaro-granatowy mundur, a na nogach miała czarne buty na małym obcasie. Przywitała mnie uśmiechem i usiadła na krześle z prawej strony mojego łóżka.
- Dzień dobry, jestem Joanna Kroń i to ja dzisiaj do pani dzwoniłam, żeby umówić się na spotkanie.
- Dzień dobry. Rozumiem, co chciałaby pani wiedzieć, przecież już złożyłam wszystkie zeznania w sprawie wypadku.
- Tak, wiem, ale tym razem chodzi o to skąd pani wiedziała o dzisiejszej próbie samobójstwa ? – zapytała, a ja na chwilę wstrzymałam oddech. Powoli spod kołdry wyciągnęłam białą kartkę papieru i wręczyłam ją kobiecie. Obdarzyła mnie pytającym wzrokiem, a następnie zaczęła go czytać. Jej twarz nie przedstawiała żadnych emocji. Jakby te wszystkie słowa nie robiły na niej żadnego wrażenia. A może już przyzwyczaiła się do tego typu informacji ? Pewnie wiele razy się z tym spotkała i teraz wszystko wydaje jej się normalne.
- Skąd pani ma ten list ? Nie widzę tutaj żadnego nadawcy. – no i świetnie, co mam jej powiedzieć ? Przyśnił mi się i wraz z moim obudzeniem, on też się ‘obudził’ ?
- Nie wiem, gdy się obudziłam on już tu leżał. – patrzyłam wyczekująco na panią policjant, która wyciągnęła z kieszeni folię, w której znajdowała się mokra kartka papieru. Otworzyła ostrożnie opakowanie i wyjęła ją ze środka. Delikatnie rozłożyła i zwróciła w moją stronę. Kolejny raz wstrzymałam oddech. Ujrzałam przed sobą ten sam list, który przed chwilą czytała kobieta. I co teraz ? Co mam jej powiedzieć ? Jak wyjaśnić ? Przecież sama nie wiem co to wszystko znaczy i dlaczego akurat na mnie musiało trafić. Zwróciłam wzrok ku jej twarzy.
- Czy znała pani tego mężczyznę ?
- Ale ja już mówiłam, że nie. Nigdy wcześniej go nie widziałam, a teraz okazuje się, że on znał mnie na wylot i na dodatek kochał. Myśli pani, że jest mi z tym wszystkim tak łatwo ? – uniosłam nieco ton.  Gdybym mogła to wszystko wyjaśnić to od razu bym to zrobiła. A tak, to sama nie wiem co się dzieje. Nie wiem co o tym myśleć. To wszystko mnie przerasta. – mówiłam stopniowo ściszając głos, a z moich oczu zaczęły lecieć łzy, których nie potrafiłam zatrzymać.
- Dobrze, dziękuję, że zgodziła się pani ze mną spotkać i przepraszam, jeśli w jakikolwiek sposób panią uraziłam.
- Nie, to ja przepraszam. - wypowiedziałam te słowa, tak, żeby tylko ona mogła je usłyszeć, pomimo tego, że nikogo, oprócz nas, nie było w pomieszczeniu.
Kobieta spojrzała na mnie z troską w oczach i wyszła z pokoju. Odwróciłam się w stronę okna i spoglądając przez nie zaczęłam wycierać mokre od łez policzki. Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia i kładzie się koło mnie. Od razu poznałam znajomy zapach moich ulubionych perfum. Mama objęłam mnie swoim ramieniem, a następnie zaczęła gładzić moje włosy. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w jej cichy oddech...



niedziela, 3 lutego 2013


cztery.


Otworzyła  szeroko oczy. Nabrała głębokiego wdechu i szybko wypuściła powietrze, jakby długo przebywając pod wodą, nagle się z niej wynurzyła. Obejrzała się wokoło. Nikogo nie ujrzała, jedynie słabe światło dochodzące zza drzwi pomieszczenia. Spojrzała przez okno, za którym panowała ciemność, oświetlana gaszącą się i zaświecającą, na przemian, latarnią, która po nie udanej próbie zaświecenia się na dłużej, zgasła. Weronika ponownie zamknęła oczy. Chciała choć na chwilę zanurzyć się w śnie, który był lekiem na wszystkie rany, jednak nie udało jej się. Leżała tak nieruchomo przez kilka minut, gdy nagle usłyszała lekkie skrzypnięcie drzwi i powiew zimnego powietrza z korytarza. Podniosła powieki i zobaczyła go. Mężczyznę, który uratował jej życie. Teraz pewnie nie leżała by tutaj, w szpitalu, lecz w kostnicy, na której myśl przeszły ją dreszcze. Chłopak podsunął sobie krzesło i usiadł przy łóżku dziewczyny. Oboje wpatrywali się w siebie, nie odzywając się. Weronika zauważyła, że on również nie najlepiej się trzyma. Nawet w słabym świetle, prawie znikomym, można było zobaczyć ogromne wory pod oczami i bladą od zmęczenia twarz. Zarost, który w trakcie pierwszego spotkania był prawie niewidoczny, teraz stał się bardziej gęsty i ciemniejszy. Weronika, dzięki niemu, na chwilę zapomniała o całym zdarzeniu, które miało miejsce poprzedniego wieczoru. Przy nim czuła się taka spokojna, niczym się nie przejmowała, a jej myśli krążyły jedynie wokół pozytywnych zdarzeń. Lecz z drugiej strony, nie wiedziała co o nim myśleć. Tak pomógł jej, ale kto inny został by później w szpitalu i czekał aż osoba pokrzywdzona się przebudzi ? Kto inny zrezygnowałby z własnych planów, żeby poczekać na spotkanie z człowiekiem, któremu udzieliło się pomocy ? Mężczyzna siedział tak przy niej przez dłuższy czas. Oboje wpatrywali się w siebie z zaciekawieniem, takim jak u dziecka, które z niecierpliwością rozpakowuje prezenty, znajdujące się pod choinką w święta Bożego Narodzenia. Patrzyli w siebie, jakby czytali nawzajem swoje wcześniejsze życie, które zapisane jest w ich źrenicach. Żadne nie chciało przerwać czytanej opowieści, która nie pozwalała im się od siebie oderwać. Mikołaj delikatnie złapał dziewczynę za jej kruchą dłoń. Nie sprzeciwiła się. Wręcz przeciwnie, pragnęła jego dotyku, ale nie tak jak w relacji chłopak – dziewczyna, lecz jako przyjaciele, którzy nigdy nie pozwolą, żeby ta druga osoba była sama. Chłopak lekko uniósł do góry swoje kąciki ust, tak jakby bał się, że jego uśmiech może ją jeszcze bardziej zranić, ale zaraz po tym lekko odetchnął, gdy zauważył, że dziewczyna odwzajemnia jego gest.
- Dziękuję. – wypowiedziała Weronika, na tyle cicho, żeby tylko on mógł usłyszeć jej słowa.
- Nie masz za co, na moim miejscu postąpiłabyś tak samo. – uśmiechnął się, ale tym razem nieco szerzej niż poprzednio.
- Uratowałeś mi życie, dzięki tobie mogę wciąż oddychać. – w jego oczach zatańczyły małe iskierki.
Mocniej uścisnął jej rękę.
- Dlaczego tutaj jesteś ? Przecież i tak dużo dla mnie zrobiłeś.
- Chciałem się upewnić, czy wszystko z tobą jest dobrze.
Tym razem to ona się uśmiechnęła i delikatnie splotła swoje palce z jego palcami. Długo jeszcze tak siedzieli wpatrując się w siebie. Weronika jednak, czując, że zmęczenie bierze nad nią górę, przymknęła powieki i po chwili zasnęła.
Ze snu wyrwały ją promienie słońca, które, pomimo mroźnej zimy, przebijały się przez wymalowane mrozem okna. Wciąż czuła dotyk dłoni Mikołaja. Siedział na tym samym krześle z głową zwisającą niewygodnie nad klatką piersiową. Lekko pogładziła kciukiem powierzchnię jego ręki. Gwałtownie się przebudził i rozejrzał po pokoju. Dziewczyna zaśmiała się na ten widok i z troską w oczach spojrzała na niego. On, puszczając dłoń dziewczyny, lekko rozciągnął się na krześle. Niewygodna pozycja, w jakiej zasnął, spowodowała teraźniejsze bóle kręgosłupa. Jednak nie pokazał tego po sobie i łagodnie uśmiechnął się do dziewczyny.
- Witam. Jak się spało ? – zapytał wesoło.
- Mi dobrze, ale tobie to chyba nie za bardzo. Dlaczego nie poszedłeś do domu ?
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak mocno trzymałaś moją dłoń, aż palce mi zdrętwiały. – zaśmiał się i puścił do niej oczko.
- Przepraszam, trzeba było mnie obudzić. – Weronika posmutniała na twarzy.
- Nic nie szkodzi. Jakoś wytrzymałem, a poza tym wciąż nie znam twojego imienia. – spojrzał na nią z błyskiem w oku.
- Weronika. – odpowiedziała. – a ty jak masz na imię ? – zapytała zaciekawiona.
- Mikołaj, ale możesz do mnie mówić Święty. – ponownie puścił do niej oczko.
Ona jedynie przytaknęła mu i zaśmiała się pod nosem. Nagle do sali przyszedł lekarz.
- Dzień dobry. Mogę spytać co pan tutaj robi i kto pana wpuścił ? – zapytał, zaraz na wejściu, lekko podenerwowany lekarz.
- Ale on jedynie dotrzymywał mi towarzystwa, a poza tym nic złego się nie stało. – dziewczyna próbowała chociaż trochę załagodzić sytuację.
- No dobrze, ale teraz muszę prosić pana o wyjście. Muszę zrobić kilka badań pacjentce.
- Dobrze, ja już się zbieram. Później wpadnę. Trzymaj się,  Weronika.. – posłał jej lekki uśmiech i wyszedł z sali.
Lekarz nakazał pielęgniarce, który weszła do pomieszczenia zaraz po wyjściu chłopaka, aby zabrała dziewczynę na kontrolne badania. Trwały one około godziny. Zmęczona zabiegiem Weronika, pragnęła jedynie wrócić do łóżka i jak najszybciej zasnąć. Po całym zdarzeniu coraz szybciej się męczyła. Jednak sen nie był jej dany, ponieważ po powrocie przy swoim łóżku ujrzała dwóch policjantów, którzy chcieli zadać jej kilka pytań. Nie miała ochotę wracać do tego co się zdarzyło. Starała się o tym nie myśleć, o wszystkim zapomnieć. Lecz funkcjonariusze nie chcieli dać za wygraną. Zgodziła się więc i powiedziała wszystko co zachowała jej pamięć. Jednak jej opowieść nie zawierała niczego szczególnego, co mogłoby im pomóc w odnalezieniu sprawcy. Z jednej strony, nie chciała, aby się znalazł, bo gdyby do tego doszło, musiałaby ponownie na niego patrzeć, ale gdyby się nie znalazł, być może, inne dziewczyny, by na tym ucierpiały. Nie każdy ma tyle szczęścia co Weronika. Nie zawsze znajdzie się ktoś taki jak Mikołaj, który nawet nie zawahał się przed udzieleniem jej pomocy.
Do pokoju wszedł ojciec dziewczyny. Przywitał się z córką i zajął miejsce przy łóżku, na krześle, które niedawno zajmował Mikołaj. Jej tato wyglądał na zmęczonego i pełnego smutku. Próbował to ukryć pod delikatnym uśmiechem, ale Weronika na tyle dobrze go znała, że wiedziała co przeżywa.
- Jak się czujesz córciu ? – zapytał cicho.
- Coraz lepiej. – uśmiechnęła się do niego, również próbując zakryć strach jaki wciąż w sobie trzymała. – a gdzie mama jest ?
- Zemdlała na szpitalnym korytarzu i, tak samo jak ty, leży w jednej z jego sal. Ale nie martw się, już z nią wszystko dobrze.
Weronika milczała. Wiedziała, że gdyby jednak Łukasz odprowadził ją do domu, nic by się jej nie stało. Obwiniała się za całe to zajście, za to, że jej mama teraz leży w szpitalu, za to, że naraziła swoich rodziców na takie przeżycia.
- Tato, chciałabym zostać sama, jestem bardzo zmęczona.
- Dobrze, córciu. Później do ciebie zajrzę. – nachylił się nad nią i ucałował w czoło.
Ona tylko się do niego uśmiechnęła i odwróciła na prawy bok, spoglądając przez szare okno. Za sobą usłyszała skrzypnięcie drzwi i ciche ich zatrzaśnięcie. Zamknęła oczy i po chwili zasnęła. 

*z perspektywy Weroniki*

Otworzyłam szeroko oczy. Ze wszystkich stron otaczał mnie jasny błękit nieba. Unosiłam się nad ziemią, widząc z góry jedynie malutkie kwadraciki kolorowych pól. Nie bałam się. Brakowało we mnie negatywnych uczuć, które zastąpione były szczęściem i ogarniającym mnie spokojem. W głowie miałam pustkę, ale taką przyjemną pustkę. Poczułam jak coś za moimi plecami lekko rozwiewa moje włosy. Przekręciłam nieznacznie głowę i kątem oka zauważyłam, że mam skrzydła. Moje własne. Jednak nie mogłam zbyt długo na nie patrzeć, ponieważ ich blask oślepiał moje delikatne oczy. ‘Gdzie ja jestem ?’ zapytałam samą siebie, nie oczekując na odpowiedź. Ostatnimi rzeczami, które zapamiętałam to białe pomieszczenie szpitala i rozmowa z tatą. ‘Co się teraz ze mną dzieje? Jestem w niebie? Niee.. to bez sensu.’ – zadawałam pytania, na które samą sobie odpowiadałam, wciąż nie wiedząc co się stało.
- Weroniko, – odwróciłam się w stronę zwracającego się do mnie mężczyzny – nie bój się. To tylko sen. Niedługo wrócisz do rzeczywistości, ale teraz musisz mnie posłuchać. – unosiłam się w powietrzu, z uwagą spoglądając na siwego mężczyznę, trzymającego w ręce białą kopertę. Miał on równie piękne skrzydła jak ja, jednak ich blask był jeszcze bardziej zniewalający. Nie mogłam oderwać od nich wzroku.
- Proszę to jest koperta, w której znajdziesz odpowiedź na nurtujące cię pytanie. Przeczytaj list, który się w niej znajduje bardzo dokładnie. Linijka po linijce. I postaraj się zrozumieć sens czytanych słów.
Sięgnęłam po śnieżno-białą kopertę, chwytając ją w dłonie. A gdy ponownie spojrzałam w kierunku mężczyzny, nie ujrzałam go już. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Powoli otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej małą, błękitną kartkę papieru poskładaną na cztery części. Na wierzchniej stronie widniał czarny napis ‘Dla Weroniki.’ Byłam bardzo ciekawa co znajduje się we wnętrzu listu. Szybkim ruchem rozłożyłam papier i zaczęłam czytać.

Droga Weroniko,

Kocham Cię.

Tak bardzo pragnę, żeby znaleźć się teraz blisko Ciebie. Dotknąć Twoich kruchych rąk. Delikatnie przejechać opuszkami palców po powiekach Twoich oczu. Szepnąć Ci do ucha jak bardzo mi na Tobie zależy, ale niestety nie mogę tego uczynić. Jesteśmy z dwóch różnych światów, które nigdy nie znajdą do siebie drzwi, przez które moglibyśmy się odwiedzać. A ja tak bardzo chciałbym ponownie zobaczyć jak cudownie się uśmiechasz, gdy  słuchasz ulubionej piosenki lub śmiesznie marszczysz nos, gdy coś nie idzie po Twojej myśli. Mógłbym na Ciebie patrzeć całe dnie i nigdy, by mi się to nie znudziło.
Jednak już raz udało mi się znaleźć tajemne przejście do Ciebie. Spotkaliśmy. Tak bardzo Ciebie wtedy pragnąłem. Nie potrafiłem opanować swoich emocji. Przewyższały mnie. Starałem się jakoś temu zapobiec, ale gdy znalazłem się zaledwie kilka kroków za Tobą.. to wszystko miało wyglądać inaczej. Nie tego chciałem. Chciałem jedynie Cię przytulić, złapać za rękę, objąć swoim ramieniem. Tak pięknie poruszałaś się, stawiając kolejne kroki w stronę domu, że nie dałem rady się powstrzymać. Złapałem Cię, a Ty tak bardzo się przestraszyłaś. Moja siła wzięła nade mną górę. Wyciągnąłem nóż, który zawsze trzymam w kieszeni mojej bluzy i szybkim ruchem wcisnąłem go w Ciebie. Aż dreszcze przeszły moje ciało. Teraz już nie potrafiłem się zatrzymać. Zacząłem kolejno powtarzać ciosy. Jeden za drugim. Lecz w pewnym momencie mój umysł zaczął wariować. Głowa pulsowała mi, jakby wszystkie żyłki miały mi zaraz eksplodować. Puściłem Ciebie i szybkim krokiem udałem się w moją stronę.
Teraz stoję tutaj, oparty o zimne poręcze starego mostu, który był moim najlepszym przyjacielem. Zawsze mogłem do niego przyjść i opowiedzieć jak pięknie dzisiaj wyglądałaś, jak Twoje dłonie cudownie wygrywały różnorodne melodie, jak tworzyłaś wspaniałe dzieła, których nikt więcej, oprócz nas, nie widział.  Stoję tu i piszę do Ciebie ten list. Słowa z trudem przychodzą mi do głowy. Ręce mi się trzęsą, a ciało drży z przerażenia. Jestem pewny, że nawet nie będziesz mogła dotknąć tej zgiętej kartki papieru, którą nazywam listem. Sam nie wiem, dlaczego go piszę. Chyba dlatego, że muszę to wszystko z siebie wyrzucić. Całą tą sytuację. Całe cierpienie, które zalewa mnie od środka. Cierpię razem z Tobą. Wiem, to chore. Ja jestem chory, ale proszę, wybacz mi. Pewnie myślisz, że zwariowałem i dobrze myślisz, ale ja zwariowałem na Twoim punkcie. To chora miłość, która nie ma przyszłości.. tutaj, na ziemi, dlatego odchodzę. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy, ale już gdzie indziej. Gdzieś gdzie wszystko będzie takie wspaniałe. Pełne.. Ciebie. Już to pisałem, ale..

                                                                         Kocham Cię.